Jedną z największych wyrządzanych
sobie samym krzywd jakie obserwuje na co dzień jest chyba
postrzeganie siebie w życiu jako czegoś/kogoś dokonanego. Wydaje mi
się, że początki tego „schorzenia” zaczynają się w wieku
dwudziestu- dwudziestu kilku lat, gdy po raz pierwszy czujemy się dorośli. Gdy
samodzielnie możemy decydować co dalej. To też często moment, w
którym pochłania nas „dorosłe” życie, myślimy o pracy
którą możemy mieć czy ewentualnych celach (lepsze
stanowisko, miejsce na wakacje) które możemy osiągnąć.
Przestajemy jednak postrzegać siebie samych jako pewien proces
kształtowania, który przebiega w nas od dzieciństwa.
Gdy
jesteśmy dziećmi mamy przekonanie, że jeszcze wiele się musimy nauczyć,
jesteśmy przygotowani zarówno na zmiany fizyczne jak i
psychiczne, które nas czekają. Edukacja w postaci szkół, czy później
studiów dodatkowo przypomina nam o ciągłej potrzebie poszerzenia
wiedzy. Gdy ona się kończy, wydaje nam się, że te dwadzieścia-kilka
lat wyekspediowało nas do dorosłości i takimi jakimi jesteśmy 'teraz', pozostanie nam przeżyć resztę życia.
Z mojej perspektywy... nic
bardziej mylnego.
3 Królowe.
Na wczesnym
etapie mojego życia coś się pochrzaniło. Bardzo wcześnie
zbuntowałem się przeciwko narzucanym schematom, wzorcom i
proponowanym przez otoczenie scenariuszom życia. W zasadzie nie wiem
nawet co to sprawiło. Możesz powiedzieć, że każdy buntuje się w etapie dojrzewania, ale moje obserwacje wskazują, że to był nieco inny rodzaj buntu. W wieku 12-13 lat czułem się już
'ukształtowany'. Czułem się gotów do podbijania świata. Dojrzały. Kolejnych kilka lat, upłynęło mi więc na obserwacji tego jak
wszystko wokół jest skonstruowane, jak działa, jak mogę się
w tym odnaleźć. Nie interesowała mnie formalna edukacja a potrzeby
uzyskiwania odpowiednich stopni straciły jakikolwiek priorytet.
Słuszną naukę moich rodziców o tym że „uczysz się dla
siebie” zinterpretowałem dość patologicznie, uznając, że w
takim razie nie muszę uczyć się żadnej z narzucanych mi rzeczy.
Miało to kilka poważnych dla mojego życia konsekwencji. Przede
wszystkim w tym młodym wieku wyobcowałem się strasznie z
otoczenia . Gdzieś skręciłem z drogi utartych schematów (zarówno tych szkolnych jak i tych podwórkowych),
którą wszyscy zdawali się podążać. Wtedy też zacząłem
odcinać się od pierwszych znajomych, czuć outsiderem, inaczej
postrzegać świat i kształtować wybujałą ambicję. Wtedy też
zaczęła się moja walka bo przecież jakie szanse ze światem, jego
presją i oczekiwaniami ma 13 latek, który myśli że rozumie
coś lepiej niż inni.
WIEDZA :
W wieku 18 lat
doszedłem do wniosku, że moje przygotowanie do realizowania swoich
ambicji jest niewystarczające. Jestem za słaby, zbyt głupi i wybrakowany i
mimo wyjątkowej percepcji świata, nie mam w sobie narzędzi do
wojowania o „swój sposób" na życie. Wraz
z końcem obowiązkowej edukacji, gdy wszyscy starali się znaleźć
odpoczynek od wieloletnich zmagań ze szkołą, od potrzeby
spełniania nakładanych na nich oczekiwań, do mnie dotarło w
końcu, że jeśli będę, "taki jak jestem" to nie osiągnę w życiu
nic na czym mi zależy. Zaraz po zaliczeniu matury (którą jak całą formalną edukację zaliczyłem minimalnym nakładem sił) zacząłem przygotowywać
siebie pod dalsze życie. Musiałem być mądrzejszy. Zdobyć wiedzę,
która pozwoli mi rozumieć wszechobecne procesy i zjawiska a
także wpływać na nie w pożądany przeze mnie sposób.
Wakacje zaraz po odhaczeniu matury spędziłem więc w bibliotece
uniwersyteckiej. Codziennie od rana do popołudnia przechadzałem
się między niekończącymi się regałami, wybierałem książki i
zaczynałem je czytać. Wielki zielony podręcznik z napisem
marketing (słowo którego wtedy w ogóle nie
rozumiałem), przeczytałem jako pierwszy w całości, rozumiejąc z niego nie
więcej niż 1/3. Liczyłem wiarygodność próby potrzebnej do badań marketingowych, czytałem o planowaniu kampanii promocyjnych i
wiele innych rzeczy, których praktycznego zastosowania wciąż
nie potrafiłem dostrzec. Tak upływały mi kolejne lata, na ciągłym przyswajaniu wiedzy. Wiedziałem że maszyna, którą posiadam
w głowie musi być uzbrojona w maksymalną ilość informacji by móc znajdować ich praktyczne zastosowanie. Niedługo po tym zacząłem pracować w sprzedaży i od
jakiegoś już czasu próbowałem swoich sił na bitewnych
scenach. Pochłaniałem każdą wiedzę dotyczącą perswazji,
wywierania wpływu, manipulacji, NLP, zarządzania ludźmi i samym sobą,
zwalczania tremy i funkcjonowania ludzi w ogóle. Mimo iż
do matury przeczytałem w życiu nie więcej niż 3 książki, to od
momentu jej zaliczenia w ciągu paru lat przeczytałem ich
przynajmniej 250-300 a fikcyjnych powieści było wśród nich
tyle co kot napłakał.
Moja wiedza rosła. Im bardziej tym
bardziej naiwne wydawały mi się dziecięce przeświadczenia i chęci wojowania ze
światem. Tym dziwniej też patrzyło mi się na rówieśników,
którzy dopiero przeżywali tak doskonale pamiętany przeze mnie bunt
przeciwko obowiązkom i odgórnym narzutom tego jak powinni żyć. Oni walczyli z nim w
wieku 19-25 poszukując siebie, własnych odskoczni i szeroko-rozumianej mentalnej wolności, podczas gdy ja już w wieku 18 lat kierowałem się w stronę
przyjęcia tych, nieobowiązkowych, "tylko moich" wartości. W wieku 21-22 lat
czułem się małym omnibusem (w porównaniu do stanu
sprzed kilku lat). Wtedy też znajdowałem już praktyczne zastosowanie dla
gromadzonej przeze mnie wiedzy ...
PRACA.
Pracowałem
wtedy jako handlowiec/menadżer w firmie zajmującej się finansami.
Rozumiałem już wówczas, że każda umiejętność wymaga przyswojenia najpierw odpowiedniej wiedzy. Każda wiedza ma praktyczne zastosowanie, a
zastosowana w odpowiedni sposób daje wymierne korzyści. Na
moje konto spływały co miesiąc dość spore pieniądze a ja czułem
że chwyciłem boga z nogi. Miałem 22 lata i nie obchodziło mnie nic
ani nikt poza moją walką o życie „po swojemu”. Nie traktowałem
pracy jak miejsca do którego TRZEBA iść. Widziałem w niej
wieczne pole do moim eksperymentów, rozwoju osobistego i
kształtowania swojego życia takim jakim chciałbym je widzieć.
Wiedza, którą opanowałem w ciągu 4 lat przynosiła wprost niezwykłe efekty w wynikach uzyskiwanych w pracy. Sprawiała jednak też, że moje spojrzenie na
każde napotykane zjawisko było w pewnym momencie aż nazbyt szerokie przez co zacząłem zmagać się z nowym problemem jakim w dużym uproszczeniu, całej gnębiącej mnie otoczki, był perfekcjonizm. Nieustannie szukałem idealnej formy dla każdego działania. Czy była
to praca, czy pisanie (dziś tożsame z pracą choć wtedy jeszcze w innej kategorii). Ciągle oceniałem każdą wykonywaną
czynność pod względem tego co już o niej wiem, czego jeszcze nie wiem,
jak może wyglądać w idealnej wersji, a jak wygląda w tej
stosowanej przeze mnie. Byłem coraz starszy, a że dodatkowo wyprzedzałem rówieśników o dobre kilka „życiowych etapów” szybko zaczęła mnie dopadać
presja realnego dorosłego świata. Szerokopasmowe spojrzenie na
wszystko i ciągłe porównywanie się z obrazem idealnym nie
pomagało. Chciałem jak najszybciej nadrobić wiedzę, dzięki której mógłbym precyzyjnie poznać a następnie wdrożyć idealne rozwiązania.
Zaowocowało to pewnym paraliżem. Kierowałem 80% czasu na
rozważania, zaledwie 20% na realną pracę. Przez ten brak równowagi, przez kilka kolejnych lat
przeżywałem coraz większe problemy finansowe, depresje i
poczucie przytłoczenia przez niespełnianie własnych
oczekiwań względem siebie i podejmowanych działań. Otoczenie w tym czasie wciąż proponowało mi łatwe
rozwiązania, które były jeszcze dalsze od moich ideałów
niż coraz większe życiowe bagno w którym pomału tonąłem.
Ciągłe problemy sprawiają, że czas pędzi. Ledwo się
obejrzałem a już miałem 25-26 lat. Kolejnych pewnie kilkaset książek
za sobą. Tym razem ich tematyka mocno przeszła przez filozofie,
etykę, religie, wierzenia, duchowość, ideologie, różnego
rodzaju podejścia do życia, ekologię życia, relacje
interpersonalne, makro-systemy funcjonowania świata. W międzyczasie
też moje życie pod względem finansowym, relacji towarzyskich,
rodzinnych, uczuciowych i ogólnej socjalizacji legło w gruzach. Drugi etap
mojego życia zajął mi więc kolejnych mniej więcej 8 lat. W jego toku zacząłem porządkować swoje życie. Ambicje już tak nie
płonęły. Nie czułem, że są narzędziem do udowodnienia innym że
ten „mój sposób” jest lepszy niż innych. Wyzbyłem się potrzeby wojowania, działania na przekór - właściwie nie miałem już żadnych potrzeb udowadniania komukolwiek
czegokolwiek - byłem tylko ja, świat i ogrom możliwości pośród których należy wyznaczać priorytety i dokonywać świadomych wyborów. Miałem silny wgląd we własną osobę, własne
potrzeby i jasno nakreślony plan realizowania siebie. Nabyłem
kompletnie nową cechę jaką jest cierpliwość i misterność.
Zrozumiałem znaczenie pracy, nie jako miejsca do którego
idziesz by zarabiać pieniądze, ale jako narzędzia mogącego
zapewnić Ci dowolną rzecz, konstrukt czy rzeczywistość jaką
chcesz jeśli tylko umiejętnie to rozplanujesz i okiełznasz chęć mienia tego "teraz". Zrozumiałem jak niekompletne jest życie wyłącznie w duchu
rozwoju wiedzowego. Moje umiejętności pracy, wytwarzania rzeczy,
długofalowego konstruowania rzeczywistości musiały wejść na
kolejny poziom. Na tym skupiłem swoją uwagę i moc przerobową.
POSTAWA
Na tym właśnie spędziłem
kolejne 3 lata mojego życia. Kolejne dziesiątki książek dotyczyły
już głównie biografii osób które osiągnęły jakiś sukces. Poszukiwałem w nich wzorców, wskazówek jak
radzić sobie z trudności i wyznaczników czasowych, ile czasu
potrzebowali „wielcy tego świata” by stać się „wielkimi tego
świata”. Przez ten czas uporałem się z problemami finansowymi,
skupiłem na regularnej pracy. Rozwinąłem kilka bardziej spójnych ze
mną projektów, zrezygnowałem z tych w których owej "spójności" nie czułem. Zacząłem lepiej i jaśniej wyrażać siebie.
A ostatecznie również nagrałem 2 płyty, spokojnie planując
kolejne. Znalazłem punkt równowagi a także synergii między wiedza a pracą. Opuścił
mnie palący perfekcjonizm. Nadal dążę do wyznaczonych
ideałów, ale zrozumiałem, że drabiny nie mają tylko
pierwszego i ostatniego szczebla jak wbrew logice wydaje się większości z nas, a również wiele żerdzi pomiędzy.
Wzrosła moja akceptacja dla nieidealnych stanów (zwykle, o ile
prowadza do właściwych puent). To uwolniło mnóstwo twórczego
potencjału, nagromadzonego przez wiele lat mojego życia, w których
nie byłem wstanie doprowadzić moich tworów do wersji którą
będę gotów publikować. Wciąż staram się zdobywać
maksimum wiedzy. Nie traktuję żadnej jako zbędną i dla każdej staram się znaleźć zastosowanie. Wciąż staram się też maksymalnie dużo
pracować. Gdyż równowaga między zdobywaną wiedzą a wykonywaną pracą stała się jednym z ważniejszych priorytetów w moim życiu.
Uznałem pracę za wartość samą w sobie. Również jeśli korzyści z niej płynące nie są aż tak wymierne jakby większość sobie życzyła. Zrozumiałem że każda praca daje 'jakiś' efekt. Porażki
nie ranią już w żaden sposób moich ambicji. Na każdą
akcję przypada reakcja (podstawa fizyki) → jeśli reakcja jest
niepożądana znaczy, że należy zmienić coś w akcji. Wiedza może
podpowiedzieć mi co, ale tylko kolejne działania mogą zweryfikować prawdziwość tej tezy.
Wciąż myślę, że ludzie
krzywdzą się postrzegając zdobywanie wiedzy i prace jako
obowiązki. Myślę, że takie podejście wynika z wieloletniej nauki
pod przymusem i na pewnym etapie pracy pod przymusem. Ja zbuntowałem
się wobec przymusów i wszystko co robiłem, czy to nauka czy
praca, w życiu, robiłem dlatego, ze uznawałem te dwie rzeczy jako
środek do wyznaczonych PRZEZE MNIE celów. Na tym
wciąż trwającym etapie dostrzegłem wagę trzeciego elementu (obok
wiedzy i pracy) jakim jest nasza postawa. Każdy ma jakąś i nie da się tego uniknąć.
Kształtowaną świadomie lub nieświadomie, ale każdy jakąś ma. Jednym owa
postawa przeszkadza innym stanowi swoisty akcelerator dla wszelkich działań.
Postawa jest niczym innym jak naszą indywidualna mapą schematów
myślowych. Interpretacji rzeczywistości, zdarzeń, zjawisk i
bodźców jakie nas otaczają i dotykają. Jest naszym
podejściem do kształtowania otaczającego nas świata. W tym,
unikaniem lub przyjmowaniem odpowiedzialności za jego kształtowanie.
Moja postawa aktualnie i często wbrew pozorom które sprawiam
jest pełna pokory. Nawet 3 ciężkie etapy życia które wymieniłem nie
uważam by czyniły mnie ukształtowanym w pełni (jakie to uczucie miałem przed ich rozpoczęciem). Myślę, że jeśli taką
mentalną drogę przeszedłem w ciągu 16 lat, nie ośmielam się
twierdzić że pozostanie to niezmienne przez kolejnych 60! Traktuje
życie jako proces, ciągłe "stawanie się", doskonalenia siebie oraz otaczającej nas rzeczywistości.
Doceniając ile zrobili dla mnie autorzy setek książek, szkoleń,
tekstów, esejów i felietonów które w tym czasie
przeczytałem, tysiące ludzi, którzy mówiąc wpływali
na moją myślową mapę. Dlatego dziś za swoisty obowiązek traktuje
przekazywanie własnych wniosków i doświadczeń ludziom jak
ja poszukującym swojego miejsca i roli na świecie. Dlatego tworzę.
Raz lepiej raz gorzej pod względem formy czy techniki ale niezmienne
priorytetowa jest dla mnie warstwa merytoryczna i to (jakże szkolnie
brzmiące) „co autor ma na myśli”...
Dziś chciałbym byś
zastanowił się jak w Twoim życiu wyglądają 3 królowe :
Wiedza ; Praca ; Twoja Postawa.
Jeśli doszedłem w życiu do
jakiegokolwiek wniosku godnego odnotowania i przekazania innym to
jest nim to, że 3 wymienione wartości odpowiednio rozwijane i
wykorzystywane stanowią podstawę zadowolenia z życia, wszelkich sukcesów, rozwoju i kształtowania rzeczywistości.
Ignorowanie
czy bagatelizowanie wiedzy którą możesz zdobyć odbiera Ci późniejsze dostrzeganie możliwości, nowych powiązań, co za tym idzie
rozumienie rzeczy w Twoim życiu i znajdowanie właściwych
rozwiązań.
Traktowanie pracy wyłącznie jako przykry obowiązek praktyczne
uniemożliwia Ci sterowanie Twoim życiem! Tylko poprzez działanie
(akcję) możemy wywoływać określone reakcje. Jeśli więc chcesz
mieć w życiu bezpieczeństwo, pieniądze, odpowiednie relacje czy
cokolwiek innego tylko pracując możesz to osiągnąć. Jeśli nie
ułożyłeś dotąd swojego życia tak żeby funkcjonowało wg TWOICH zasad to ciężkie zadanie przed Tobą! Ponieważ „po pracy”,
którą traktujesz jako obowiązek i która zapewnia Ci bieżący wikt i opierunek, powinieneś nadrobić całą masę działań mających
zaprowadzić Cię tam gdzie chcesz.
I ostatecznie postawa. Jeśli
uważasz, że coś powinno spaść Ci z nieba, wydarzyć się samo z
siebie lub ktoś powinien to za Ciebie zrobić to .... to się nie
wydarzy! od tak po prostu. Jeśli uważasz się za lepszego od innych, gwarantuje Ci że
w końcu świat da Ci szybką lekcję pokory za którą
będziesz miał do niego nowy głęboki pokład pretensji. Nie ma
jednej słusznej i właściwej postawy więc nie powiem Ci jaką warto mieć. Każdy z nas tworzy jakąś
unikalną dla siebie. Jedyne co mogę Ci zasugerować w tej kwestii
to pamiętaj o 2 pierwszych „królowych” oraz o ekologii
swoich działań. Nigdy to co robisz by realizować swoje cele nie
powinno w negatywny sposób odbijać się na nikim. Żaden to altruizm. Po prostu robienie
wszystkiego wbrew czy na przekór innym rani ludzi wokół,
a ich negatywna energia prędzej czy później dopada Ciebie.
Nietzsche napisał kiedyś że „jeśli coś jest dobre, z
góry powinniśmy pozwolić to sobie narzucić”.
Moje
długie lata buntów nie pomagały, ale temu królewskiemu
trio pozwalam narzucać sobie to co w nich najlepsze :
Wiedza / Praca / Postawa .
Przez kolejne lata zamierzam zgłębiać je jeszcze bardziej, wciąż
będąc otwartym na inne równie ważkie.
Pozdrawiamy
// Artur „Theodor” Lewandowski