czwartek, 23 stycznia 2014

2 postanowienia na przyszłość


Rozpisałem się o marzeniach poprzednio, powiem Ci więc co chcemy stworzyć. Bo w myśl jednej z moich ulubionych życiowych zasad "skąd mają wiedzieć, jak im nie powiesz".

Przede wszystkim, pomału chyba jesteśmy gotowi by usystematyzować się w działającą, hm .. ekipę ? może drużynę ? Ciężko nas jeszcze nazwać firmą czy choćby organizacją. Staramy się jednak stworzyć zgrany zespół. To wszystko jednak jeszcze w miarę nieokreślone w słowach jutro, opowiem więcej gdy przyjdzie na to czas. Zacznijmy teraz od, dziś... a w zasadzie wczoraj.

Mamy 2 ważne postanowienia dotyczące naszej działalności. 2 postawy którymi chcielibyśmy zarazić parę osób. Pierwsze (bo by coś zmienić należy zacząć od siebie) dotyczy nas, jako organizatorów czy też inicjatorów różnych wydarzęń. Drugie zaś, dotyczy Was jako ich uczestników czy obserwatorów.

Postanowienie 1 czyli : "Wzrorzec postawy w ekipie" :  Zamknęliśmy to w jasnym, przejrzystym, zrozumiałym, brzmiącym pół żartem ale w swym przekazie niezwykle (po)ważnym haśle :
"Chill and no panic!" (Nie wymyśleliśmy prostego zdania które trafniej definiuje to o co mamy na myśli). Doświadczenie uczy nas, że to najlepsza postawa organizując jakiekolwiek wydarzenia. Możesz się wściekać że jest mało ludzi, że nagłośnienie szwankuje, że Twój przyjaciel się nie pojawił a hajs się nie zgadza, Twój wybór, Twoja droga. My, uczymy się dobrze bawić. My i wszystkie choćby 5 osób które przybywa na naszą imprezę mamy bawić się znakomicie. Bez spięć i liczenia czy impreza już się zwróciła czy jeszcze dopłacamy. Wyznajemy tę zasadę bo odkryliśmy niezwykłą rzecz. Zdziwiłbyś się jak łatwo ją przeoczyć gdy zaczyna się nowe przedsięwzięcie. Pojawia się presja, nerwy, myślenie o wszystkim czy choćby chęć by wszystko wyszło. Odkryliśmy, że nasza branża, <uwaga> nie przez przypadek, nazywa się ... branżą rozrywkową. Jakież to oczywiste. Ale i tak chcieliśmy się tym z Wami podzielić. Uczymy się więc  bawić : "Chill and no panic"- i takiego nastroju szukajcie w naszym towarzystwie (np. <miejsce na moją reklamę> dziś na WLW). Możecie się o niego upominać jeśli kiedyś będziemy mieli słabszy dzień ;) Wasze prawo. Ale, ale ...

Postanowienie 2 czyli "Wzorzec postawy gości" : Rzecz, którą świetnie łapią już stali uczestnicy WLW. Rzecz, którą zaczynają łapać wraz z nami kolejne ekipy z Supportbase i raperzy nagrywający u nas w studio. Rzecz, którą pragniemy zarazić Was najbardziej, to <również proste hasło>: "Pozytywna strona muzyki!". Dookoła internet uczy nas oceniać wszystko i psioczyć na wszystko, każdy ma głos i zwykle jest to głos negatywny. NIE U NAS. Dissy, ciągła krytyka, narzekanie, hejting. Nie wiem kogo dowartościowuje sądzenie innych, wyrokowanie i dyskredytowanie, ale NIE NAS. Szukamy innej, pozytywnej strony muzyki. Ja sam, wierz mi, że pękam z dumy gdy o 2:30 pytam na swoim fanpagu "o co chodzi z hejtingiem Kaena" a tam otwiera się kulturalna dyskusja, bez przekleństw i buractwa. Nie zamienił bym tego grona 5000 osób na przypadkowe setki tysięcy. Każdy na różnym etapie, ale wszyscy szlifujemy skillsy na WLW. Robimy przegląd undergroundu na imprezach Supportbase. Rozmawiamy o HipHopie na Audycjach w RapGraBemowo . Bez kompleksów i psioczenia. Zastanawiamy się jak pomóc Wam w Waszej karierze, lub jak dostarczyć Wam ciekawych przeżyć i refleksji, imprez z dobrym klimatem z których bije miłość do muzyki. Muzyki która zmieniła nasze, może też Wasze a na pewno na Waszych oczach zmienia życia kolejnych młodych twórców.  Chcielibyśmy byście towarzyszyli nam w tym pozytywnym duchu, pełnym patetycznych zwrotów jak wsparcie, jedność czy chęć rozwoju, których mamy wrażenie, że od jakiegoś czasu zaczyna w okół brakować. I to nie znaczy, że wszystko musi Ci się podobać, że nagle masz klepać wszystkich po plecach i mówić wszystkim że są świetni gdy nie są. Zresztą, nie powiem Ci jak masz to interpretować. Zosawiam Cię z hasłem :"Pozytywna strona muzyki", wierzę, zarówno w nie jak i w to, że gdy tylko zechcesz sam znajdziesz ją w tym co robimy, bez moich wskazówek i zbędnych tłumaczeń. enjoy.

Te 2 postanowienia, 2 postawy. To dobry fundament by budować.
Budujemy więc.
"Do zobaczenia na w terenie"



5! T.

Idę. Marzenia zaprzątają mi głowę.





Nocą mam z Wami jakiś lepszy kontakt,  ...

Tej (nocy), opowiem Wam co ostatnio zaprząta moją głowę. A Niezmiennie to... Marzenia.
Opowiadałem kiedyś dużo o rzeczach, które chciałbym robić, firmach które chciałbym budować.
Jakież nierealne, uświadamiam sobie to dziś, musiało się to wydawać moim rówieśniczym kolegom, gdy w wieku 16 lat opowiadałem o koncertach dla dziesiątek tysięcy. W wieku 19 o NLP i zmaganiach z własną psyche, metamorfozie 'mnie' w człowieka sukcesu. Mając 20 czy 21 mówiłem już tylko o tym, że postawię kiedyś swój wieżowiec w stolicy, zbuduję firmę wielką jak Standard Oil... Opowiadałem o milionach, wielkich planach, wzniosłych ideach i ciężkich początkach a wszyscy patrzyli z niedowierzaniem. "Zmienię panoramę Warszawy" mówiłem. Choć sam niezbyt wtem czas czułem się chyba na siłach.
Niepowodzenia pogłębiały moje depresje, odbierały radość, obietnice ciążyły na barkach, ciężko było stawiać choćby kolejny krok. Wyobcowany, niepasujący. Żyłem w świecie "za 15 lat", nie dając się ściągnąć na ziemie i wmawiając sobie uparcie że to wciąż możliwe".
Pisząc "Ciszę", na swojej małej liście "rzeczy których najbardziej boję się w życiu" odhaczyłem wszystkie swoje największe lęki "stracić przyjaźń", "zawieść rodzinę", "popaść w długi", "stać się zimny", "zostać sam" ... co do jednego. Wszystko już... za mną. Spieprzyłem wszystko co mogłem, byle tylko nie zejść ze swojej drogi...  skoro "nie masz nic, to nie masz nic do stracenia", podsunął mi taką myśl ktoś mądry.. Ja, sam poświęciłem to wszystko, i dalej uparcie stałem na własnej ścieżce. Wszyscy w okół z jakiegoś powodu chcieli mnie od niej odwieźć. Jedni 'serdeczną radą', inni 'mentorskim wskazaniem', inni martwiąc się o mnie a jeszcze inni drwiną, obelgą czy 'szlachetnym nie dasz rady'.

Chciałem się zawziąć i im pokazać. Im bardziej próbowałem iść tym bardziej stałem w miejscu #RuchomePiaski. Co mi pozostało. Nie szarp. Pogodziłem się z dnem, w którym tkwiłem. Siedziałem na nim, myśląc że bardziej nic niewartym czuć się już chyba nie mogę. Gdy czujesz że chciałbyś gdzieś sięgnąć, gdy wszystko w Tobie mówi że przecież byś mógł ale grawitacja jakby trzyma Cię przy ziemi, jakby słuchała tylko tych co źle Ci życzą. Nie szarp.
Dno. Okey, Ciii. Odkryłem, że wbrew pozorom to miejsce dla optymistów: "łatwiej się z niego wybić niż przebierać w powietrzu nogami". Gdy dużo się naopowiada trzeba to dźwignąć. Przyjąć bagaż oczekiwań, które w oczach tych osób które słuchały, łypią na Ciebie prześmiewczo każdego dnia w którym niespełniasz swoich zapowiedzi. Przełknąć to, umieć powiedzieć "tak, nie wyszło mi", "cieszę się, jeśli Tobie się udało, ja popełniłem gdzieś błąd", pójść dalej. Tak długo jak nie chcesz się przyznać do błędu, nie sposób iść dalej, brnie sie tylko w te ślepe uliczki .

Ja w końcu poszedłem, byłem już wtedy sam, ale przynajmniej ruszyłem. Marzenia. Marzenia. Marzenia. Mam do dziś wizję więlką i lśniącą. Wyidealizowaną do granic, szczegółową, misterną, piękną. I nie chcę dopuścić do niej choć kszty "brudnej rzeczywistości" którą wszyscy mi wmawiają. To moje śnieżnobiałe marzenie pełne wiary w ludzi, w dobro, w piękne wartości które od wieków unoszą się gdzieś nad społeczeństwami tak rzadko dotykając jednostek. Pogodziłem się, że przestali we mnie wierzyć, że traktują półserio moje wizje. Bolało mnie to czasem, z czasem przestałem opowiadać... ale nigdy nie przestałem iść. Konsekwentnie od 11,5 roku, kiedy to napisałem swój pierwszy tekst, idę wytyczaną tylko przeze mnie, choć nie tylko dla mnie, ścieżką. Stawiam te swoje cegły i cegiełki gdzie tylko mogę. Mój rap, mój freestyle, moje bitwy, prowadzenia imprez, mój blog, mój fanpage, spotkania WLW, zaraz Kino HH Harenda, powiększamy Supportbase, robimy undergroundowe imprezy (let us play), w radiu bemowo co miesiąc mówimy o rapie, remontujemy SeenOnStage, rozkręcamy studio SoundsOfStreet, dogadaliśmy tłocznie, dogadujemy jeszcze więcej...  Co mi zostało ? Co dzień, znów opowiadam komuś, tym razem o rzeczach które faktycznie robimy, o dokonaniach. Otwieram strony, wymieniam daty, jeżdżę na spotkania, wciąż próbuję coś sprzedać, coś kupić, komuś zapłacić, gdzieś zarobić. Znowu przestałem pracować dla kogoś i została mi tylko ta moja ścieżka ... jestem chyba niereformowalny.

Przez te lata chciano mnie nauczyć, że źle jest mówić czego się chce. "Nie mów marzenia na głos bo się nie spełni", dudni mi to w głowie od najmłodszych urodzin. Nie mów co zamierzasz. Nie mów o planach bo nie wyjdą i będzie wstyd. Pozwoliłem im to we mnie wżenić. Zapomniałem już jaką frajdę to sprawia. Pierdolić ten skromny i przestraszony świat. Choć raz. Jak Cassus Clay, Walt Disney, Steve Jobs, Bill Gates, Ab Lincoln, Rockafeller, George W. Woodruff, Ray Kroc, Clarence Saunders, Michael Jordan, Fridrich Nietzsche, jej, wymieniałbym tak bez końca ... wszyscy ufali swoim wizjom, mówili o świecie który widzą, szli naprzód a dzięki wizjom które nad sobą roztaczali przyciągali do siebie ludzi. Ludzi którzy widocznie kryli w sobie podobne pragnienia, być może od pierwszych paru świeczek na torcie gdy zabroniono im mówić na głos, tak - to dopiero garść, z pośród moich autorytetów.

Powiem Wam co ostatnio zaprząta moją głowę. Marzenia, Marzenia, Marzenia. Bo nadal nie mam nic do stracenia! Chcę budować wysoko. Gdy napotykam problemy z przed 5 czy 12 lat czuję się trochę jakbyś po latach wrócił na stare podwórko i odkrył, że wszystko jest jakieś mniejsze i mniej straszne. A jednak czujesz respekt przed huśtawką z której spadłeś i krawężnikiem na którym skręciłeś kostkę.

Może nie wiem zbyt wiele. Ale wiem, że walka kończy się gdy pokonujesz przeciwnika lub gdy sam już nie wstajesz z desek. Że marraton kończy się tam gdzie jest meta lub tam gdzie przestajesz iść. Patetycznie aż nazbyt co ? Zapamiętaj więc tylko, że marzenia też : jedni realizują... a inni odpuszczają. Ja wiem którym z nich jestem, a Ty ?. Jeśli minąłeś mnie gdzieś na swojej drodze życiowej, pewnie opowiadałem Ci wtedy jakieś nierealne historie, broniłem jakichś idei lub roztaczałem nieprawdopodobne wizje. Dla Ciebie dziś to zamglone wpomnienia. Sam jesteś może daleko od nich i nigdy nie pomyślałeś z powagą by iść w ich strone. Okey. To Twoje życie i może jest bardziej udane niż moje. Jeśli jednak pomyślałeś że i ja odpuściłem,  to wiedz, że... nie. Nigdy nie przestałem. I nie nadaję się na przykład błyskotliwej kariery. Nie wiem czy może brak mi talentu, biznes nie zmienia się w sukces gdy tylko go dotknę. Na każdą złotówkę ciężko pracuję. Za każdego kto mi kibicuje wylewam mnóstwo potu gdy przychodzi czas tak zmagań jak treningów. Twórczość nigdy nie szła mi lekko, a sława nie lgnie do mnie zbyt ochoczo. Ale ja dalej idę. Jedni ledwo podskoczą i są na szczycie, ja co podskoczę to zaraz spadam zgodnie z prawem natury, nie mam tego za nieuczciwe. Cieszę się z Twojego sukces. Czemu ? Bo sam, krok po kroku, powoli, ale też idę. I przynajmniej znam te górę jak żaden z Was. Żaden. Tego jestem pewien. Flaga w kieszeń, przyjdzie czas to zatknę na kijku. Póki co idę. Nie wiem czy umiem, ale się nauczę. Idę. A jeśli w końcu, któregoś dnia. Jutro, za tydzień albo za 25 lat, trafię gdzieś, gdzie to wszystko się opłaca? ziszcza?. Pamiętaj tylko, że dla Ciebie powinno to znaczyć jedną rzecz. Jeśli mi się uda, znaczy że każdy mógł tu trafić. Dobrych snów.

"Life for dreams"



5! T.

sobota, 11 stycznia 2014

Mój 1 m.kw.


Mam wrażenie jakby całe moje życie zbiegało się właśnie do tego punktu. Wyobrażam sobie ewentualne trudności które mogą przede mną stać i chwilę później uświadamiam sobie, że jakieś z doświadczeń w mojej przeszłości idealnie przygotowało mnie na te syutację.

Mam zaplecze emocjonalnego opanowania. Wspierających ludzi. Działające lepiej lub gorzej inicjatywy, które chyba umiemy w końcu podrasować i wypracować właściwe = skuteczne rozwiązania.
Jako 19-20 latek myślałem, że zostanę młodym, genialnym milionerem, albo wielką gwiazdą RAP.
Ale dopiero dziś gdy myślę o moim rapowaniu, jedyne co przychodzi mi na myśl to często powtarzane ostatnio zdanie "this shit is real". No więc róbmy, myślę.
Kłębią się pomysły, zapał do pracy zdaje się być silniejszym, trwalszym i bardziej zrównoważonym ogniem niż kiedykolwiek. Czuję się, jakiś taki ( <- okropne określenie ;)) hmm, wolny od ograniczeń.
Gdybyś mi 10 lat temu powiedział. "Hey... czeka Cię 10 lat kręcenia się w kółko, projektów które nie wypalą, rzeczy które wyjdą raczej słabiej niż lepiej, strachu, tremy, niedowartościowania, zawodów, rozczarowań, walki z sobą i trudnych decyzji, ale ... za 10 lat będziesz czuł że zaczyna być dobrze" chyba złożyłbym CV w banku i z tym związał swoją przyszłość.
Czas ma jednak tę właściwość że płynie. Dzieją się w owym czasie różne rzeczy, raz porwie Cię melanż, raz zawiesisz się w monotonii pracy na rok czy dwa. Innym razem budzisz się i myślisz .. "to kim ja kurwa miałem zostać kiedy dorosnę?", patrzysz w lustro i ... "czas na kolejny nowy początek" błędne koło ... ale czy na pewno ?

Z każdym doświadczeniem jestem bogatszy. Widzę w sobie chęć by unikać ryzyka, unikać błędów i porażek. Cóż... chwilę później, konsekwentnie jakby na przekór samemu sobie tkwię w środku najwredniejszego scenariusza w który wdeptuję sam, już prawie z upodobaniem. Kontrowerja, niezgodność z normą, nonkonformizm. Qrcze .. ja nawet już nie próbuję być jakiś. Samo tak wychodzi. Nie moja wina, że nie mogę zgodzić się z tak wieloma rzeczami.
Pieprzenie w polityce. Te ich wyzywanie się i obrażanie wzorowane chyba na osiedlowych piaskownicach. Powoływanie komisji i społeczeństwo tak silnie negujące to, a jednak bez żadnej znaczącej reakcji. Nie lubię ani ich ani Twojego gadania jak to jest źle i jak to dobrze być powinno. Jak ... powinno ? nigdy nie było.
Musimy wziąć się za swój świat i poraz pierwszy w nim, wziąć miotłe wysprzątać swój 1m.kw. i zapytać innych czy przypadkiem nie wolą tej schludności od swojego codziennego syfu.
Ja oczywiście najpierw musiałem przetestować wszystkie inne rozwiązania zanim zacząłem brać się za te najoczywistsze. Jestem gruby - idź pobiegać! - nieee... najpierw przetestuję 1000 internetowych diet, magicznym Abdżimników i innych gówien byle tylko móc dłużej pooszukiwać się że "próbuję". Ależ mam dużo do zrobienia - poleże więc w łóżku z depresją - przecież kolejne zrobienie tych "dużo rzeczy" nie może być tak po prostu właściwym rozwiązniem. Muszę ogarnąć swoje życie, wiem, pójdę na melanż na, hmm 3 dni! ;)  - przecież usiąść z kartką i coś zaplanować nie może tak po prostu pomóc. A czas ... płynie.

No więc z młodym i genialnym milionerem nie wyszło. Mam 27, a całe to życie biegnie mi do dziś. Lądowałem twarzą w krowim placku, metaforycznie znacznie więcej razy niż ten jeden faktyczny gdy miałem z 8 lat i niefortunnie spadłem z ogrodzenia zagrody. Nie wzdrygam się już dziś i orientuje się świetnie w tym ile człowiek może znieść. Nie czuję już złości, pretensji czy żalu za śmietnik który rzeczywistość każe mi zastawać co dzień po przekroczeniu progu drzwi. Jakoś mniej dotyczy mnie złość i presja otoczenia. Jeszcze mniej ich roszczeniowe postawy. Znalazłem względnie prosty kij, zwykły kij - zainstalowałem włosie na końcu i macham od lewa do prawa na niedalej niż metr i pomału zaczynam odkrywać pod tym syfem względnie solidną podstawę.

Zdrowy rozsądek. Brak złosci, brak żali. "Mój jest ten kawałek podłogi", wygwizduję znaną melodie. Tu zacznę budować swój nowy dom. Ograniczenia rzeczywistości, jej smutny wizerunek i wszechatakujący pesymizm, nie są czymś co zamierzam jednak zignorować. Lubię je. Poza tym ignoranci nie żyją zbyt długo. Ale odważny jestem na tyle by wytłumaczyć okolicznym właścicelom swoich metrów kwadratowych, że na moim 'kwadracie' ich zasady nie królują. Mamy tu inne rządy.

Nie wiem czy w ogóle rozumiesz o co mi chodzi. Jeśli tak, daj znać. Domy lepiej budować na większej powierzchni i dla większej ilości osób niż jedna. Szukam kompanów co trochę mają dość, ale wcale nie chcą przed niczym uciekać. Odważni są. Albo chcą być. Chcą budować. Tworzyć. Ciężko tak w jednym wpisie zarysować Ci piękną wizję której seans projektowany jest właśnie w moich myślach ;)
Ale, "this shit is real" - koniec biegania za trendami tego świata i przytakiwania każdej głupocie bo akurat jest na głównej stronie. Zaczynam nowy etap. Pozytywny etap. dzięki
cdn.

5! T.