sobota, 11 stycznia 2014

Mój 1 m.kw.


Mam wrażenie jakby całe moje życie zbiegało się właśnie do tego punktu. Wyobrażam sobie ewentualne trudności które mogą przede mną stać i chwilę później uświadamiam sobie, że jakieś z doświadczeń w mojej przeszłości idealnie przygotowało mnie na te syutację.

Mam zaplecze emocjonalnego opanowania. Wspierających ludzi. Działające lepiej lub gorzej inicjatywy, które chyba umiemy w końcu podrasować i wypracować właściwe = skuteczne rozwiązania.
Jako 19-20 latek myślałem, że zostanę młodym, genialnym milionerem, albo wielką gwiazdą RAP.
Ale dopiero dziś gdy myślę o moim rapowaniu, jedyne co przychodzi mi na myśl to często powtarzane ostatnio zdanie "this shit is real". No więc róbmy, myślę.
Kłębią się pomysły, zapał do pracy zdaje się być silniejszym, trwalszym i bardziej zrównoważonym ogniem niż kiedykolwiek. Czuję się, jakiś taki ( <- okropne określenie ;)) hmm, wolny od ograniczeń.
Gdybyś mi 10 lat temu powiedział. "Hey... czeka Cię 10 lat kręcenia się w kółko, projektów które nie wypalą, rzeczy które wyjdą raczej słabiej niż lepiej, strachu, tremy, niedowartościowania, zawodów, rozczarowań, walki z sobą i trudnych decyzji, ale ... za 10 lat będziesz czuł że zaczyna być dobrze" chyba złożyłbym CV w banku i z tym związał swoją przyszłość.
Czas ma jednak tę właściwość że płynie. Dzieją się w owym czasie różne rzeczy, raz porwie Cię melanż, raz zawiesisz się w monotonii pracy na rok czy dwa. Innym razem budzisz się i myślisz .. "to kim ja kurwa miałem zostać kiedy dorosnę?", patrzysz w lustro i ... "czas na kolejny nowy początek" błędne koło ... ale czy na pewno ?

Z każdym doświadczeniem jestem bogatszy. Widzę w sobie chęć by unikać ryzyka, unikać błędów i porażek. Cóż... chwilę później, konsekwentnie jakby na przekór samemu sobie tkwię w środku najwredniejszego scenariusza w który wdeptuję sam, już prawie z upodobaniem. Kontrowerja, niezgodność z normą, nonkonformizm. Qrcze .. ja nawet już nie próbuję być jakiś. Samo tak wychodzi. Nie moja wina, że nie mogę zgodzić się z tak wieloma rzeczami.
Pieprzenie w polityce. Te ich wyzywanie się i obrażanie wzorowane chyba na osiedlowych piaskownicach. Powoływanie komisji i społeczeństwo tak silnie negujące to, a jednak bez żadnej znaczącej reakcji. Nie lubię ani ich ani Twojego gadania jak to jest źle i jak to dobrze być powinno. Jak ... powinno ? nigdy nie było.
Musimy wziąć się za swój świat i poraz pierwszy w nim, wziąć miotłe wysprzątać swój 1m.kw. i zapytać innych czy przypadkiem nie wolą tej schludności od swojego codziennego syfu.
Ja oczywiście najpierw musiałem przetestować wszystkie inne rozwiązania zanim zacząłem brać się za te najoczywistsze. Jestem gruby - idź pobiegać! - nieee... najpierw przetestuję 1000 internetowych diet, magicznym Abdżimników i innych gówien byle tylko móc dłużej pooszukiwać się że "próbuję". Ależ mam dużo do zrobienia - poleże więc w łóżku z depresją - przecież kolejne zrobienie tych "dużo rzeczy" nie może być tak po prostu właściwym rozwiązniem. Muszę ogarnąć swoje życie, wiem, pójdę na melanż na, hmm 3 dni! ;)  - przecież usiąść z kartką i coś zaplanować nie może tak po prostu pomóc. A czas ... płynie.

No więc z młodym i genialnym milionerem nie wyszło. Mam 27, a całe to życie biegnie mi do dziś. Lądowałem twarzą w krowim placku, metaforycznie znacznie więcej razy niż ten jeden faktyczny gdy miałem z 8 lat i niefortunnie spadłem z ogrodzenia zagrody. Nie wzdrygam się już dziś i orientuje się świetnie w tym ile człowiek może znieść. Nie czuję już złości, pretensji czy żalu za śmietnik który rzeczywistość każe mi zastawać co dzień po przekroczeniu progu drzwi. Jakoś mniej dotyczy mnie złość i presja otoczenia. Jeszcze mniej ich roszczeniowe postawy. Znalazłem względnie prosty kij, zwykły kij - zainstalowałem włosie na końcu i macham od lewa do prawa na niedalej niż metr i pomału zaczynam odkrywać pod tym syfem względnie solidną podstawę.

Zdrowy rozsądek. Brak złosci, brak żali. "Mój jest ten kawałek podłogi", wygwizduję znaną melodie. Tu zacznę budować swój nowy dom. Ograniczenia rzeczywistości, jej smutny wizerunek i wszechatakujący pesymizm, nie są czymś co zamierzam jednak zignorować. Lubię je. Poza tym ignoranci nie żyją zbyt długo. Ale odważny jestem na tyle by wytłumaczyć okolicznym właścicelom swoich metrów kwadratowych, że na moim 'kwadracie' ich zasady nie królują. Mamy tu inne rządy.

Nie wiem czy w ogóle rozumiesz o co mi chodzi. Jeśli tak, daj znać. Domy lepiej budować na większej powierzchni i dla większej ilości osób niż jedna. Szukam kompanów co trochę mają dość, ale wcale nie chcą przed niczym uciekać. Odważni są. Albo chcą być. Chcą budować. Tworzyć. Ciężko tak w jednym wpisie zarysować Ci piękną wizję której seans projektowany jest właśnie w moich myślach ;)
Ale, "this shit is real" - koniec biegania za trendami tego świata i przytakiwania każdej głupocie bo akurat jest na głównej stronie. Zaczynam nowy etap. Pozytywny etap. dzięki
cdn.

5! T.

1 komentarz:

  1. życzę wytrwałości, Tobie i samej sobie, ponieważ zainspirowałeś mnie do zmian ;)

    OdpowiedzUsuń