Było to rok temu. Wracałem właśnie z najby. Godzina ? Zwyczajowo, gdzieś między 5:00 a 13:00.
Dzień melanżu... już nieważne. Kto by liczył. Ale był to juz dobry okres. Piłem 2-3 razy w tygodniu czując że w miarę kontroluje częstotliwość, mniej nieco rządząc jeszcze intensywnością... Kacowe spojrzenie rzucił nasz bohater na lustro... uuh,
Co sprowadziło mnie do takiego obrazu mojego życia ? Trudne dzieciństwo ? ktoś za mało mnie kochał ? A może wręcz przeciwnie, pasmo sukcesów i spełnianie marzeń.. Jestę gwiazdo ! 80 występów w rok. Rock&roll ! Byle tak dalej ...
Eh. Pierdolić... Znajdźmy prawdę. Później symbol paranoi bym mógł sygnować nim pierwsze 2 rozdziały biografii. Jak bardzo przerażonym dzieckiem do chuja można być ? co za bałagan! Wszyscy w okół wyglądali na tak, naturalnych. Naturalnie przebojowych, naturalnie pewnych siebie... skąd te dzieciaki wiedziały co chcą robić, skąd te miliardy pytań spierdoliło się właśnie na moja głowę? skąd mam znajdować odpowiedzi ? też pytanie ? kurwa. Czy oni w ogóle widzą świat tak jak ja ? Może to ja mam jakiś defekt ? przecież nie zapytam czy myślą dokąd zmierza świat ? Bez sensu. Wmawianie sobie śmeciowej wartości własnego życia też nie stanowiło z pewnością dobrego fundamentu dalszych losów.. (a może?)
Mówią mi czasem "ach gdybym mógł cofnąć czas"...
- Nic bym nie tknął! Ni chuj. Zrzuciłbym bym odrazu, umożlwiające to ustrojstwo, z najwyższego klifu w najgłębszą odchłań i jeszcze zszedł upewnić się, ze nie da się go posklejać. Jaka jest szansa, że ten przerażony gówniarz przejdzie przez to wszystko jeszcze raz nie podcinąjąc sobie żył w pół drogi, nie zapijając się na śmierć czy nie rezygnując ze wszystkiego w co wierzy na rzecz świętego spokoju na jakimś nic nie znaczącym krańcu niczego ?
Napiłem się wódy w 5 klasie. Oh, przyjaciela znalazłem w niej na zabój. Kim ja wczoraj byłem? nie myślalem ? nie bałem się!. Obiecałem sobie, że jeszcze tylko raz, żeby się nie bać. Żeby z nimi konie kraść i hulanki, swawole za szable chwyty jako druh i chwat. Żeby raz być normalnym. Tylko raz, tylko drugi. 6 klasa, 1, 2, 3, 1, 2, 3 - ding dong
- Witam oto, wraz z mym nowym światem, 2005 rok. Przyjaciele, muzyka, rap. Piękna dziewczyna u mego boku. Fajerwerki. Jestem tu gdzie chciałem ? Już ?
Czy może więc, to by nie pić czas ? Pierwsze 1, 2, 3 (gimnazjum) - próbowałem różnych rzeczy. Ale nie umiałem ich kontrolować tak dobrze jak wódy, byly przyjemne, to niebezpieczne. Wóda to zawsze żyganie wieczorem i ból głowy rano - jasno daje do zrozumienia, że to nic dobrego i wiesz że chcesz to rzucić. Drugie 1,2,3 - odpuściłem wszystkie "różne rzeczy". No - W liceum gdy Ty paliłeś pierwszego jointa, ja gasiłem ostatniego twierdząc że tego mi nie potrzeba - ja chciałem się nie bać, a nie bawić!
Pytanie jednak brzmiało .. czy w tym 2005 nie pić czas ? bo wszak szło wszystko chyba dobrze w końcu.
Styczeń, mróz i pieprzone 526 ? km od domu - Pojechałem na turniej patrzeć gdzie zaszedłem w tym swym rozwoju. 526 km (wspominałem odległość ?) ... niezła przejażdżka jak na to by spanikować i w ogóle nie wyjść na scenę... no więc.. nie czas!
Wierz mi, zazdroszcze po dziś dzień każdemu narcystycznemu gamoniowi co nie umiejąc rymować wchodzi na scenę ślepo przeświadczony o swojej zajebistości. Zazdroszczę do dziś, bo nigdy tak nie umiałem. Gdzie moja przyjaciółka ? Trzymam to na wodzy wszak, jeszcze parę razy. Oswoję się i przestanę.
Półtora roku później nauczyłem się! nie tyle co nie pić, co znajdować punkt gdzieś między 0,3 a 0,5 ... litra, w którym już a zarazem jeszcze mogłem rapować. Ten rozdział nazwałbym "Między lękiem a zalaniem w trupa - Wódko Oj Czysto Ty moja!". Zabawne (mało), że więcej moich znajomych z uśmiechem chcą błysnąć teraz, że nałogowo piłem raczej rudą nie czystą (bystrzaki), niż dostrzega w tym smutek mojego problemu. Smutek. Może gdyby życie nie komplikowało się w tym wieku, gdybym mógł biegać sobie za mikrofonami, olewając wciąż lekcje w LO. Gdyby nie to że życie ma tyle zasranych aspektów a mnie przerażał każdy z nich. może byłoby łatwiej.
06, 07 <tu taką strzałkę wstaw - diagram taki, wykres wzrostu giełdowego>. Prace, biznesy, i kopanie tego mojego nieszczęsnego ego przez wszystko, za wszystko i ze wszystkich stron - 08 - Skracam mocno. Mało nie uciekłem. Generalnie, nic śmiesznego. Dzieciaki w 98 zdawały się wiedzieć czego chcą. A może po prostu o tym nie myślały ? 11 lat później i ja podiąłem decyzję że te moje 'teksty do bitu' to chyba już nieunikniony kierunek. <09> Tchórz co z pośród 50 opcji wybiera tę w której roi się od ocen, testów, wyzwań, wychodzenia przed tłumy. Wiesz już czemu nie cofnąłbym czasu ?
- Jeszcze tylko trochę i odstawiam, nie będę tego potrzebował. Czułem, że znam już każdą emocje pijanego samca alfa tak dobrze, że prawie mogę nim być. Gdy rano układałeś zdarzenia z zaćpano-zalanego melanżu ja starałem się pozbierać z tego pijaństwa skrawki emocji.. jak się czułem ? co dawało mi przekonanie że jestem dobry ? czy byłem ? może ja już to umiem.
Przez kolejne 1,5 roku trzeźwym okiem na świat spojrzałem ze 20 razy. Przypadkowe wtorki czy środy. Wybacz, że nie pamiętam, że się spotkaliśmy. Zbierałem emocje pytając regularnie siebie, gdzie jeszcze mogę to zabrać. W te półtora roku byłem na przeszło 100 scenach. Czy to już ? Wicemistrzostwo WOW zdobyłem trzeźwy. Podobnie jak 2 miejsce na WBW. Ty się zmagałeś z oceną jury, publiki i panczlajnami przeciwnika.. Ja tylko z tym czy moja psycha to wytrzyma (#Duchy). Bitwę o Chwilę wygrałem trzeźwy. W 2012 od początku roku postanowiłem pić mniej. I od pon do czw w zasadzie nie piłem. W piątki i soboty pytałem siebie czy dalej znajduje w tym coś dla siebie ? lekko pijany ? bardzo pijany ? czy jeszcze mi tego potrzeba ? czy tak chce się czuć ? a może trzeźwy - tak, chcę się czuć. Od czerwca postanowiłem wziąć sie za siebie, sport, porządki w życiu. Czułem się dobrze. Coraz lepiej..
21.10.2012 Wracałem właśnie z najby. Godzina ? Zwyczajowo, gdzieś między 5:00 a 13:00.
Dzień melanżu.. już nieważne. Kto by to liczył ? No i te kacowe spojrzenie rzucił nasz bohater na lustro... uuh, to chyba czas. Nie potrzebuję.. 22.10.2012 - 22.10.2013 ten rozdział nazwałbym.. "Nie potrzebuję!"
Nie zrozum mnie źle: To nie jest historia o alkoholu. Jest bardziej o tym jak barykadujemy się przed światem w swoich paranojach. To mój pokrętny sposób poradzenia sobie z samym sobą tak by nikomu nigdy nie musieć mówić na jak śmieciowym poczuciu własnej wartości to wszystko stoi. Mój wielki sekret, że całe to życie to sporo udawania ze strachu przed wszystkim - Nie wszystko jednak można udać. Im bliżej dnia dzisiejszego, tym więcej rzeczy wydarzało się na prawdę a ja tym spójniejszym sobą się stawałem. Czułem że jest coraz lepiej. Gdy śledzę to z dzisiejszej perspektywy to na prawdę niezwykła podróż (#Juliusz Verne). Ciekawe czy ktoś z Was znajdzie kiedyś skrawki tej historii w moich utworach z 'tamtych' okresów.
Dziś czuję, że w zasadzie wszystko przede mną. Jakbym po 15 latach stanął w końcu tam gdzie paru pewnych siebie skurwieli los ustawił jakoby na linii startu. Staram się odnaleźć wśród świata na nowo, mam swoich ludzi, kilka pomysłów w różnej fazie realizacji... Ani ze mnie mentor ani też zagubiony chłopak , którym jakiś losopisarz chyba postanowił mnie uczynić od dziecka. Stałem się silny i chcę z tym iść dalej.
Słowa które piszę i rapuję, traktuję z dużą powagą i odpowiedzialnością - moje życie to nie żart, zabawa i dystans. Nawet kiedy bawię się w nim doskonale. Nie chcę też budować Ci obrazu kogoś kim nie jestem. Na nic Ci fejm i chwała gdy uznanie dawane jest postaci którą tylko potrafiłeś odegrać. Nie potrzebuję już pokazać się lepszym niż jestem choćby o ksztę, przynajmniej aż do chwili gdy faktycznie nie uda mi się kimś takim stać.
Zawsze gdy piszę coś dla Ciebie, obnażam w jakiś sposób swoją słabość. Słabość którą mógłbym przemilczeć już na zawsze, bo zwykle by móc o niej napisać, muszę się wcześniej już z nią uporać. Może dlatego też dostałeś ode mnie dotąd kilka utworów zamiast kilku płyt. Praca nad sobą to czasochłonny proces. Czuję swoją twórczość jako lampkę, którą zapalam dla osób takich jak ja, raz przerażonych, innym razem zagubionych w ciemności czy pełnych złości. Ja czułem się samotnym śmieciem który wszędzie musiał coś udawać - Ty może dzięki temu że dziś mam dość siły by to przyznać, poczujesz się chociaż ciut mniej samotny. (zmotywowany?)
Moja historia zaczyna się bardzo młodo, gdy w wieku 11 lat podjąłem mocno świadomą jak na ten wiek decyzję że bezpieczniej (bałem się wszystkiego) jest zostać łobuzem niż ukrywać się przed takimi na szkolnych korytarzach. W wieku 12 lat odkryłem alkohol który, równie świadomie wziąłem za "dobrą sztuczkę", by zostać kimś innym niż się czułem - Od początku traktowałem go 'okresowo', nie miałem tylko pojęcia, że ten okres rozciągnie się na 15 lat mojego życia. Równolegle w wieku 12 lat odkryłem pismo święte a i już przed nim miliony pytań o to dokąd zmierzamy i kim powinniśmy być. Nigdy nie zacząłem wierzyć w bóstwa, ale zacząłem zastanawiać się nad istotą wszechświata, rolą człowieka, tym co jest ważne i ile możemy osiagnąć - I nigdy już nie przestałem, mimo że tę część siebie tak głeboko ukrywałem przed wszystkimi.
Możesz to bagatelizować, dla mnie to ważne.
Rok bez alkoholu pozwolił mi poukładać ogrom chaosu, ktory nagromadziłem przez poprzednie 26 lat. I był to świetny rok. Najlepszy jaki miałem. Raz lepiej, raz gorzej, ale radzę sobie ze wszystkim, przeszłość już mnie nie gania (#duchy) Jestem o niebo lepszym człowiekiem niż w wieku 11 lat mogłem sobie wyobrazić że kiedykolwiek mógłbym być - Nie osiągnąłem jeszcze nic spektakularnego, a i ten wpis zdaje mi się jakiś niekompeltny. Ale dzielę się dziś z Tobą poczuciem małej dumy z tego kim udaje mi się być - to wiele wiecej niż samochody czy statuetki.
Od dziś zaczynam nowy rozdział, pt: "Co możemy z tym zrobić, dokąd możemy to zabrać?" Wiele jest jeszcze do zrobienia. Jeśli chcesz mnie wspierać na tej mojej drodzę, iść ze mną, samemu stawać się lepszym: Zajebiscie się z tego cieszę. Potrzebuje Was jak najwięcej. Bo dość mam już samotności. Zmieńmy coś. Mam 27 lat i kończę dziś rok ... zdmuchnij świeczkę... ja zaraz odpalam Piccollo z kimś bardzo dla mnie ważnym.
Chce się iść.
Dzięki
5! T.