wtorek, 26 maja 2015

Pandora.



Dlaczego w zasadzie roztrząsam kwestie określania siebie ? Mam przecież tęższe rozkminy niż potrzeba krytykowania internetu... Zło, w kwestii zaburzeń osobowości , które on generuje, zdaje się aż nazbyt oczywiste. Zabrnę jednak chwilę w ten wątek nim odpowiem na otwierające ten wpis pytanie.

Ludzie łakną możliwości "innego życia". Ciężar codzienności którą się otoczyliśmy, jej bezsens, błędne koła w których tkwimy, ilości czy waga problemów skłaniają nas ku fantazjowaniu. Bo przecież fajnie byłoby ledwo wymyślić, wyobrazić sobie 10 000 zł leżące na biurku, by zaraz faktycznie móc iść i je wydać. Życie online jest proste. Kreowanie swojej odwagi jest proste. Bycie pewnym siebie jest proste. Bycie krytykiem jest proste. Ciągnie nas do tego by móc generować wrażenie na temat własnej osoby tu i teraz -> Użytkownik X przebiegł Y km. - opatrzył to komentarzem -> Biegam, zmieniam swoje życie, taki będę szczupły że nie uwierzycie. I ... już.

Ostatnio oglądałem z przyjacielem film Avatar. Na wielkim 55 calowym telewizorze 4K robi on na prawdę niezłe wrażenie. Efekty specjalne, kolory, bajkowy świat Pandory. Mistrz. Mój przyjaciel nie zrozumiał tylko jednej rzeczy. 10 minut przed końcem zacząłem ubierać się ze sporą dozą oburzenia na ten film, i nie czekając na puentę wyszedłem. Widziałem ten film już wcześniej. Czuję się artystą. Z obawą że możesz mnie źle zrozumieć, pieczołowicie dbam o to byś miał co znaleźć w moich tekstach. Jakiś pod-fabułowy przekaz który może zasiać jakieś pozytywne ziarno, nawet gdy jedyne co robię w samym tekście to wylewanie jakiegoś emocjonalnego wiadra pomyj. Twórcy filmu Avatar zrobili coś dokładnie odwrotnego, stworzyli piękną fabułę, hipnotyzująco piękny świat,  z pod-fabułowym wiadrem pomyj, które wlewają Ci do głowy na koniec każdego seansu. Ostatnie 10 minut tego filmu jest obrzydliwe. Mówi o zdradzie i wyborze 'wirtualnego' świata 'na stałe' - nazywając to happy endem. Mówi o tym, że lepiej żyć w wymyślonym świecie niż własnym. Japonia przeżyła ponoć falę samobójstw ludzi, którzy nie mogą zostać Avatarem. Czy na prawdę nie mogą ? Może w gorszej grafice, ale przecież właśnie tym są nasze wirtualne życia. Nasze profile na przeróżnych portalach, zdjęcia profilowe, starannie rzeźbione opisy i posty którymi zalewamy naszych kolegów.

Zostawiam Cię z tą refleksją i nie rozwodzę się więcej nad światem online. Wrócę jednak do początkowego pytania. Dlaczego roztrząsam te kwestie ? Określania siebie. Wbrew pozorom nie dlatego co bym szukał odpowiednich słów. Wręcz przeciwnie. Dlatego, że chciałbym przestać ich szukać. Uwolnić się od konieczności dobierania nazw i przymiotników. Coraz częściej gdy spytasz mnie o czym jest ten tekst nie potrafię Ci odpowiedzieć bo wiem, że streszczenie zawartym w nim słów zupełnie nie oddaje tego co na prawdę wlałem w te parę zwrotek. Chcę wyzbyć się konieczności wypowiadania zdań zaczynających się od "ja... "
Chcę przeżywać życie. Tu i teraz. Nie mowa tu o CarpeDiem w potocznym rozumieniu. Chodzi o odbieranie go w 100% bez zbędnych prób opisu, porównań czy ocen. Rozwinę ten temat bo znowu streszczanie się i nie przesadzanie z długością tekstów za cholerę mi nie idzie. Puszczę Wam za to coś w tym kontekście. Chyba najbardziej niezrozumiały tekst jaki w życiu napisałem. Może tym i następnym postem uda mi się go trochę wyjaśnić (link na dole wpisu)

PS : Pytanie do Was ... Jakie znacie filmy z których płynie "zły przekaz" ?

PS 2: Pamiętajcie żeby pisać w komentarzach na blogu nie na fb bo tam nie sprawdzam. Tu sprawdzam.

5! Theodor





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz