czwartek, 31 stycznia 2013

100 dni bez alkoholu


Fuck! Nie wiem jak to zacząć. 100 dni minęło ... he, i już!? Powinienem pobiec po butelkę ? Serio? Dziś, gdy wracam z siłowni, czuję się świetnie i kończę wpis popijając wodę ? Wielu z Was zdaję się myśleć, że na to tylko czekam. Otóż.. nie. Wciąż nie piję. Nie dlatego, że wyznaczyłem sobie chellenge 100 dni. Nie dlatego, że to zakład z kimś lub z samym sobą.. Nie dlatego, że mam problemy ze zdrowiem (wręcz przeciwnie, czuję się świetnie jak nigdy!) i również nie dlatego, że 'trochę ćwiczę' czy że to spora oszczędność .. nie.

Nie piję bo, hmm (z 'grubej rury'?).. bo ciało jest świątynią. Bo od dawna "czuję, że alkohol stępia mój umysł i ogranicza samokontrolę. Ponieważ nienawidzę wszystkiego, co utrudnia panowanie nad sobą, dlatego boję się i unikam alkoholu" (Abraham Lincoln - mówiłem, że to jego rok. Cytat wyczytany w jego biografii w +/- 80-85 dni 'no alco' - str. 33).

Ciało jest.. hmm, świątynią?, statkiem! - to znacznie bardziej mi pasuje -  A ja mimo pirackiej natury nie mam zamiaru dowodzić pijaną hołotą (sobą) czy co gorsza stać w porcie ("Statki nie powstają by stać w portach. Bezsprzecznie." - zwrotka 3). Jeszcze ? Dlaczego nie piję ? Bo to jak szczanie na dywan we własnej sypialni .. (źle pachnie, psuje doznania i nie do końca wiesz jak po tym chodzić ;)). Zbyt mało filozoficznie? bo wierzę w zachowanie cnót .. umiarkowanie, trzeźwość, samokontrola, świadomość - serio. To dla mnie ważne. Uczę się. Może z większą arogancją? - Bo do niczego nie mi to potrzebne! Nie potrzebuję pić by uzyskać Twoją akceptacje, aprobatę, szacunek czy przynależność do Twojej grupy.. jeśli nie dasz mi ich trzeźwemu, dane przez Ciebie, w ogóle nie mają dla mnie wartości.

Bo chcę niezależności - nie uzależnień. Wolności wyrazu nie niewoli wizerunku w który tak chętnie mnie szufladkujesz (Alko-poligamia). Chcę żyć pełnią zmysłów nie przytępiałym mglistym spojrzeniem, zachwianą równowagą i mozolnym osądem. Alkohol izoluje nas od przeżyć.. (stop!, zacznij zdanie jeszcze raz) Alkohol izoluje nas od przeżyć!, a ja..  chcę czuć swój wieczny strach: to jak łomocze mi serce, trzęsą się dłonie a mimo to patrzeć Ci prosto, w pełne pobieżnych, płytkich i nieskażonych wątpliwością, osądów oczy i czuć że tam jestem, god damn it! I nie wypije 'jednego piwka dla towarzystwa' bo nie rozumiem idei wsparcia czy wspólnoty w Twojej autodestrukcji. Zarazem jednak, nie mieszam się do Twoich spraw jeśli sam chcesz pić.

Co? Bardziej przekonałoby Cię.. bo sam, mam z tym problem? Bo przegiąłem, bo źle wpływa to na moje życie, bo zawalam, bo zmarnotrawiłem na to dość sił, czasu i pieniędzy. Bo się gubię, bo to, 'że problem zapomnisz, nie znaczy że zniknie'! Tak - Miałem, przegiąłem, źle wpływa, zawalam i zmarnotrawiłem. Próbowałem już sobie coś dowodzić. Że mam kontrolę. że mogę, że sobie z tym radzę. Miesiąc, półtora. 2 próby, dwa sukcesu. 2 oblewania sukcesów! "A życie .. toczyło .. się daleeej".

Tym razem moja motywacja leży zupełnie gdzie indziej i naprawdę jest w tych wszystkich 'niekupowanych' przez Ciebie powodach powyżej. Nie interesuje mnie życie w Twoim świecie.. po kilkunastu latach prób znalezienia 'swojego miejsca na ziemi' uznaje, że nie jest ono miejscem, grupą ludzi czy wartości, które należy znaleźć a stanem umysłu, który samemu należy osiągnąć. I gdy piszę, czuję presję zajmujących Cię rzeczy, z którymi ciężko mi wygrać Twoją uwagę. Czuję tez presję przeszłości, w której wiele osób piło ze mną i przeze mnie a cały ten bagaż zwala się na moją wiarygodność podcinając jej fundamenty.. Czego jednak ziemia nie trzyma może ulecieć, a mnie nic nie trzyma przy ciągłym piciu i byciu człowiekiem którego obraz stworzyłem w Twoich oczach przez ostatnie lata. Taka konsekwencja byłaby ciężarem nie cnotą. Podobnie więc jak kiedyś moczyłeś się w pieluchy nim pozwoliłeś sobie, radzić sobie bez nich, ja do 100 dni temu piłem by dziś wybierać inaczej.. i jak dziwnym by to dla Ciebie nie było, szczerze przepraszam jeśli przeze mnie jawi Ci się jako dobry wzorzec, picie. Była to moja słabość.

Czasem wystarczy po prostu wyruszyć.. czasem potrzebujemy celów. Mój następny to 365 dni. Później chyba już dożywocie, bez przystanków. Opróżniająć więc nawet piwnicę .. z czasów gdy przynajmniej marki nie miały znaczenia, a jedni nie czuli się lepsi od innych zalewając się droższym alkoholem ..





















5! T.

------------------------------------------------
PS:
 No alko : day 102
 No cigarettes : day 93

środa, 23 stycznia 2013

Ja i one ... vol.2 (Którędy najlepiej zaciągać kobiety do łóżka?)

Cześć. Jestem Theodor, czy chcesz pójść dziś ze mną do łóżka ?
 (yy, Niemożliwe co ? to nie może działać!.. nie może?)

To słowo (niemożliwie), wraz z 'to nie dla Ciebie', 'tak się nie da', moimi ulubionym 'świat tak nie działa', 'po prostu tak jest/nie jest' i setką podobnych maltretuje nasze biedne poczucie własnej wartości, pewność działań i ogranicza decyzje już od najmłodszych lat..  Cóż.. mnie, już tylko razi. Jestem nihilistą odkąd pamiętam. Otaczający świat trzyma się dla mnie na tysiącach aksjomatów (twierdzeń które wszyscy przyjmują a nikt nie dowodzi), niezbyt więc słucham jego 'prawd', przyzwyczajeń, obyczajów i nieustającej presji społeczeństwa (wolę własne). Ten temat będzie wracał w wielu wpisach, ale dziś poruszę go w jakże przyziemnym wątku tak chętnie wysyłającym nasze ciała i umysły w daleki kosmos..  :

  
To jak ? (Akapit tylko! do Pań): chcesz żeby ktoś rozłożył Twoje nogi? wszedł pomiędzy nie?.. najpierw powoli, delikatnie, nachylając sie nad Ciebie.. Ty leżąc na plecach, opuszki swoich palców zamieniasz w końcu na wbijające się w jego plecy paznokcie.. wszystkie Twoje mięśnie napinają się już z podniecenia.. A może powinien Cię obrócić, tyłem do niego, pochyloną, opartną na łokciach i kolanach.. silny klaps, palce ze śliną upewniające się, że jesteś gotowa. Mocno i pewnie wchodzi głęboko.. w Ciebie. Jego dłoń łapie Cię zdecydowanym ruchem za Twoje włosy a Ty ...

Co ? Niemożliwe ?.. Maan. W świecie fantazji faceci to amatorzy! (ja też, jak widać) Kobiety robią z nami takie rzeczy, albo raczej robią je z sobą używając do tego wyobrażonych nas, że wierz mi ..  nigdy więcej nie potrzebowałbyś porno. Chciałbyś zainstalować sobie ten chip w głowie i raz poniewierać, raz czule pieścić je dokładnie tak jak tego chcą..

Czytające to Panie zapewne właśnie przytakują a Tobie 'hołmi' powinno nasuwać się jedno cholernie ważne pytanie kierujące nas do meritum dzisiejszego wpisu... a brzmi ono :

Co jest Kur*a !?! 
Skoro tak jest, to czemu moja droga zaciągania ich do łóżka to sport długodystansowy ?

Odpowiedź jest prosta : sama się nasuwa - "bo straszna z Ciebie pierdoła" (Miłość dla Pań, które właśnie tak pomyślały) no ale to nie do końca Twoja wina (czy bardziej .. 'nie od początku Twoja wina')

To świat. I jego druny wpływ społeczny. Przyzwyczajenia i zasrane aksjomaty, które wpojono tym niegdyś małym, niewinnym dziewczynkom gdy nie doszukiwały się jeszcze we wszystkim fallicznych kształtów i nie wyliczały przy każdej okazji godzin dzielących je od ostatniego razu! Któregoś dnia skończyły one 20'tkę i bóg jeden, jak istnieje wie, dlaczego do dziś noszą te śmieszne przekonania zupełnie nie zastanawiając się nad tym czego właściwie chcą ..  raczej ciężko Ci będzie je ich pozbawić, ale powiem Ci jak je trochę, hmm .. obejść?

Jestem artystą. Wiesz czemu jest nam łatwiej uprawiać sex niż księgowym czy choćby qrwa kulturystom ?
- Bo kobiety nie traktują nas poważnie! Cóż, scena, fani, brak stabilnej pracy, obowiązku wstawania, dystans do świata i z grubsza nieprzyziemność. To nie jest obraz faceta, z którym boją się pójść do łóżka w obawie o złamanie rytuału 5 randek, o opinie koleżanek lub własną o sobie o ich 'rozwiązłości i zepsuciu'.. noot! W ich głowach to nie jest obraz faceta z którym myślą o domku na przedmieściach, psie i 2'jce dzieci czy choćby związku.. Pieprzą się nami bo jesteśmy ich fantazją! Jedna moja znajoma na liście 'rzeczy do zrobienia przed śmiercią' wpisała 'sex z artystą' i to chyba zamyka temat. Jest nam łatwiej przełamać te ich lęki i odczuwane presje.. w zasadzie to nie musimy tego zbytnio robić. Jedyne co musimy to 'nie wypaść z roli' a ich wyobraźnia zrobi za nas całą resztę, co bowiem za różnica co pomyśli o nich ich fantazja ? To goście na, którym myślą, że bedzie im zależeć mają mieć o nich dobre zdanie.. nie my.

No ale, nie wszystkim dane.., więc : Musisz wiedzieć, że jeśli chcesz więcej sexu to musisz przestać być pierdołą (Shit! to jednak ten powód). Większość facetów prze, i prze na 'kolejne bazy' (boże jakie to durne określenie) jakby mogło się coś z tego 'urodzić'.. tymczasem, to czy pójdziecie do łóżka, a nawet jeśli uda Ci się ją tam zabrać to, to czy komukolwiek będzie w nim dobrze siedzi w jej głowie (zakładając, że Ty ustaliłeś już sam ze soba,że to do czego dążysz jest tym czego chcesz - co o dziwo nie zawsze musi iść w parze).

Co jakiś czas czytam jakiś artykuł o 'zdobywaniu' kobiet i śmieje się lub żałuję gości, którzy to 'kupują'. Zagadaj, zaproś na randkę, zadzwoń po takim a nie innym czasie, dzwoń zamiast pisać, a jak piszesz to, to. Rozmawiaj tak i o tym a o tym to nie! Zrób to, tamto ubierz się tak itd itp. Qrwa! Ja bym zapomniał, że mam powiedzieć 'Cześć' na poczatku i potrzebował 3 ściąg po czym zapomniałbym jej imienia!

Wyłożę Ci więc moje zasady (są prostsze) i po nich dopiero powiem Ci po co to piszę.

1.) Nie okłamuj kobiet (w kwestii uczuć/odczuć - Jeśli poleci na to, że jesteś kuzynem Michaela Jordana - Hell Yea! Pozdrów ją ode mnie, hmm albo od Kobiego Braianta) Jeśli jednak mówisz kobiecie, że: 'kochasz ją', 'coś z tego może być', 'szanujesz ją', 'myślisz o poważnym związku, ale nie spotkałeś nikogo właściwego' lub cokolwiek innego co nie jest prawdą - dalej jesteś pierdołą. Nigdy tego nie rób. Jeśli zaciągniesz kobietę do łóżka w ten sposób: kłamiąc , mówiąc to co chce usłyszeć, robiąc jej nadzieje itd - jesteś pierdołą i , hmm ... obyś złapał kiłę. jasne?

2.) Powiedz jej czego chcesz .. (pod warunkiem, że jest to sex). Jeśli jej tego nie powiesz skąd ona ma to wiedzieć ? "Cześć, jestem Theodor i zamierzam iść dziś z Tobą do łóżka" - nie sprawi to, że ona powie ... "ooo .. super! zamówmy taxówkę". No może jak jesteś Theodorem to tak.., ale nie jesteś.. więc: nawet nie oczekuj reakcji, mów dalej. Ma to tylko sprawić, że ona od początku wie czego chcesz..  (możesz powiedzieć to w intonacji 'żartobliwej')

3.) Nie ma znaczenia o czym rozmawiacie! Byle mniej o Tobie niż o niej. Twoim zadaniem jest dbanie o jej komfort psychiczny. Jeśli będzie się dobrze bawić i nie czuć że robi coś 'nielegalnego' dla jej samopoczucia moralno-społecznego jest dobrze. Poza tym odkąd powiedziałeś że chcesz z nią iść do łóżka jej koncentracja na tym co mówisz wynosi 15%. Pozostałe 85% rozkminia czy ona chce/może/powinna to zrobić. 15% to dość żeby wyłapać czy 'się nie przechwalasz', czy 'myślisz że jest łatwa', 'czy traktujesz ją jak zdobycz', 'czy nie wypadasz z roli (wspominałem przy artystach)', czy 'nie tracisz pewności siebie' itp. inne rzeczy które moga Cię skreślić. To jednak za mało by analizować każde zdanie. Powiedziałeś już czego chcesz. Teraz już nie masz jej zdobywać tylko nic nie spierdolić... (ona też chce!)

4.) Walka jest dla hobbystów. Jeśli widzisz, że nic z tego nie będzie, albo jeśli sam nie potrafisz jeszcze płynnie 'domknąć' całej sytuacji - nie walcz. Wiem, że zawartość Twoich spodni mówi dokładnie coś innego ale świat nie kończy się jutro. Lepiej rozstać się z kobietą gdy jej umysł jeszcze nie podjął decyzji i z jej numerem w telefonie (niech o tym myśli, fantazjuje i robi wszystkie te fajne rzeczy z Tobą w roli głównej)  niż przegiąć i sprawić, że decyzja będzie negatywna. Jeśli dzisiaj ją podejmie jako 'nie jestem pewna', jutro niedość, że będzie pewna, to Ty będziesz nachalnym, napalonym śmieciem obgadanym przez 5 koleżanek (bez ani jednej zalety).

Zasada 4 jest ważna na wszystkich spotkaniach, aż do, hmm 5 ? to chyba max. Jesli przez tyle nie podjęła decyzji potrzebuje nacisku. Można też powalczyć od początku (ja uwielbiam), ale przygotuj się na walkę nie z jej dzisiejszym nastrojem a z tysiącami lat uwarunkowań, kształtowania obyczajów, roli kobiety w społeczeństwie, jej kompleksami i bóg wie czym jeszcze..

5.) i najważniejsza zasada. Twoim celem nie jest łóżko! (no i teraz się zgubiłeś, co ? ;)). Kobieca psychika to nie.. męska psychika. U nas "chcę iść z nią do łóżka" stoi obok "yy.. fajna dupa" a łączy je krótka trasa szybkiego ruchu. U kobiety niby "chcę iść z nim do łóżka" jest tuż tuż od "Jestem napalona" (to prawdopodobnie najczęściej wypowiadane 2 słowa w myślach kobiet) - jednak standardowa droga zamiast krótkiego odcinka jak u nas, prowadzi, hmm.. jak z Warszawy do Wyszkowa przez Rzeszów, Zieloną Górę, Gdańsk i Suwałki. Twoim celem jest zapewnienie o jej decyzyjności na południu, zachodnie przeświadczenie o kobiecym wyzwoleniu w kwestiach sexualnych, opanowanie nadciągających fal "myśli przeróżnych" na północy i uniezależnienie od 'przyjaciół' na wschodzie.. + / - . Dodajmy, że każda kobieta jest nieco inna i dla tych bez żyłki podróżnika polecamy kastracje, bycie gejem, niezłe zarobki lub ... monogamię ;)  Jak podołasz 5ciu prostym zasadom. Sex jest efektem ubocznym (w myśl piątej zasady nie celem).  Jasne? Skup się na właściwych celach.

Piszę ten wpis, o dziwo, za namową kobiet. Chciałyby one bowiem, żebyś zrozumiał z jak wielką barierą społeczno-moralno-osobowościowo-jakąśtam borykają się one na co dzień podczas gdy Ty myślisz 'stanął mi .. chce sexu'. Ten wpis jest pro-kobiecą droga zaciągania kobiet do łóżka z poszanowaniem dla ich zaplątanych w miliardy emocji umysłów. Drogą.. którą UWAGA! chciałyby one żebyś znał bo.. ja nie mam czasu, siły i chęci dogodzić wszystkim ;). A serio, to one na prawdę strasznie chcą uprawiać dziś sex, tyle, że bez tego całego poczucia winy, które ciągle im towarzyszy.. Jeśli więc masz wolny wieczór.. idź do fryzjera, obetnij paznoknie, wykąp się, ogol, ubierz schludnie, użyj perfum (chyba nie myślałeś że możesz mieć schludną sexowną kobietę wyglądając jak łach ;)) i nie bądź pierdołą ! Kobiety Cie potrzebują! Badź jak .. Tommy Lee Jones, w ściganym .. czy coś :)




5! T.
------------------------------------------------
PS:
No alko : day 94
No cigarettes : day 85

czwartek, 10 stycznia 2013

W mojej opinii .. vol.2 (O beefach i aferach czyli szacunek w Polskim rapie)

Moja opinia - Z grubsza staram się unikać jej wygłaszania, apropo spraw bieżących. Przeszło 90% tych spraw najchętniej bowiem podsumowałbym jako niekonstruktywne lub wręcz nieistotne, zaś zaangażowanych w nie ludzi jako marnujących czas, pozbawionych rozsądku i tworzących sztuczne widowisko.. a ja nie potrafię cenić takich widowisk.

Nie rozumiem wszechobecnej potrzeby publicznego wygłaszania krytyki. Nigdy nie wiem.. Czy to kompleksy? czy wręcz przeciwnie, narcyzm ? Przeświadczenie o własnej wyjątkowości? wywyższeniu i doskonałości/'lepszości' od innych? to, to każe pokazać "tym maluczkim" jak strasznymi są głupcami ? A może to najzwyklejsza chęć zwrócenia na siebie uwagi ? Hmm, cóż .. tak czy inaczej :

W.E.N.A. ma potrzebę skrytykowania osób 'z konkursu' ? Wdowa skrytykowania osób krytykujących osoby z konkursu.. Eldo musiał wyrzucić złość na ludzi, z których przynajmniej część jestem przekonany, że ceni - a wszystko to, bo nie pojawili się na imprezie? Laik wraz z całą rzeszą mu podobnych 'żołnierzy' internetowej armii sprawiedliwych ściga Pezeta już i tak atakowanego z drugiej flanki przez Sidneya. Tede obrywa w standardzie. Borixon określa Pelsona "najgorszym raperem na świecie". A oprócz tego trwa krucjata 'prawdziwych' fanów Paktofoniki po 'jestem bogiem'. Przykładów można mnożyć.. a ja? Myślę że z tym wszystkim, zarówno odbiorcy rapu jak i Ci dla których wciąż stanowi on pewną egzotykę  utożsamiają również mnie.. i czuję się z tym cholernie, hmm .. niewygodnie?, źle?, jest mi przykro.. Frustruje mnie to i mam ochotę powiedzieć :

"Jak nas zaczną w jeden szereg stawiać, to przestaje by raperem, Pozdrawiam!" ( Tede )

Nawet nie wiesz jak bardzo chce się z tego wypisać. Emocje narastające w okół tych krytycznych dyskusji zupełnie do mnie nie przemawiają. Już nawet hiphopowe media układając nagłówki korzystają z pudelkowego szablonu by podsycać zaangażowanie internetowych zapaleńców (cóż, taki widać ich biznes). W ramach skutków ubocznych, we mnie również wyzwalają silne negatywne emocje - z tym że bardziej jest to smutek i zażenowanie z powodu w ogóle roztaczającej się dyskusji na tak płytkim poziomie niż złość na kogokolwiek za posiadanie odmiennego zdania.. Ta potrzeba krytyki, wygłaszania surowych sądów, wiecznej szydery.. eh.  Są straszne i niestety wszechobecne.. Ja zwykle staram się rozdzielać te wypowiedzi na dwa typy, odnośnie tego czy wypowiadają je 'fani' czy 'artyści o innych artystach'.

Tych pierwszych można by dodatkowo podzielić na fanów i tych, którzy z założenia poszukując w muzyce wyłącznie 'czegoś do czego można by się przyczepić'. Ci drudzy wywołują we mnie wyjątkowo paskudne odczucia, odbierając mi ochotę na poznawanie czyjejkolwiek opinii pod utworami których słucham. Dziś jednak potraktuje ich wszystkich jako fanów/odbiorców, wśród których sam jestem bo mimo iż o wiele bardziej rażą mnie sądy tej drugiej grupy, chciałbym również fanom dać obraz tego w jaki sposób ja postrzegam muzykę i stojących za nią artystów. Może będziesz chciał spojrzeć w ten sposób.

Drugi typ, czyli artyści mówiący o innych artystach.Gdy Ci zaczynają się wzajemnie krytykować - przestaję ich rozumieć.Wzajemnym traktowaniem budujemy wizerunek hiphopu w ogóle a im zdaje się nie przeszkadzać, że dla mas wciąż jesteśmy chłopcami z trudnych domów bawiącymi się w muzykę. Mimo drzemiącego we mnie pacyfizmu i 'niskiej' pozycji w tej naszej rapowej hierarchii to ja, mam ochotę dać "liścia na odmułę" bardzo wielu z nich gdy czytam ich wypowiedzi. Mam nadzieje, że ten post będzie trochę takim 'liściem'.

--------------------------------------------------------------------------------------------

                                                                                            "Albo mnie kochaj albo daj mi spokój"


To chyba najważniejszy wers Elda dla określenia mojego podejścia do muzyki z perspektywy fana. Nigdy nie słuchałem jej z nastawieniem 'dlaczego jest zła?', czy 'w którym punkcie nie spełnia moich standardów?'. To dla mnie bez sensu. 'Raper X ma beznadziejne bity.' - no i ? przesłuchałeś całą płytę 3 razy by wynieść z tego tylko to? Po co ?

Jeśli słucham Peji, Chady, HempGru czy wymienianego przez Borixona, Pelsona absolutnie nie robię tego dla wartości technicznej ich muzyki (w dużym uogólnieniu jako, że technika to szerokie pojęcie). Nie znajdę tam imponujących wielokrotnych rymów (co nie znaczy że się nie zdarzają). Nie ma 15 różnych flow, przyspieszeń i wyszukanych panczlajnów.. To jasne - Po co miałbym się więc na tym koncentrować i mówić jak kiepskimi są raperami bo nie robią progresu technicznego?. Podobnie gdy słucham 3 Wymiaru, VNM'a czy Mesa nie poszukuje tam 'lekcji z wartości podstawowych'. (no może u Mesa trochę) V sam mówi : "Chcesz żebym Cię uczył życia to spierdalaj ziomek bo to nie dla Ciebie" - a ja czasem chcę - i co mam wtedy mówić, że VNM jest monotematycznym, przepełnionym ambicją, egoistą o autodestrukcyjnych nałogach ? Wszystko jest kwestią tego gdzie przyłożysz koncentracje. Gdy próbuję posklejać swój światopogląd na nic niepotrzebna jest mi forma pełna potrójnych rymów i ciężkich metafor..słucham więc V'a i 'spierdalam ziomek' do ludzi mających za sobą te ciężkie historie i trudne refleksje. Ludzi którzy gdy ja stoję na rozdrożu i nie wiem gdzie pójść, byli już na krańcach obu tych dróg i mogą mi o nich opowiedzieć choćby w najprostszej formie.Gdy już wiem dokąd chce iść wracam do VNMa by naładowal mnie energią i zaciętością potrzebną by przejść ciężką trasę.

Moim zdaniem rolą fana jest śledzić rozwój artystów, myśląc. Jeśli nie podoba Ci się droga, którą podąża Twój dawny idol.. nic z tym nie zrobisz, daj mu być sobą bo właśnie za to, kiedyś doceniłeś jego twórczość! - być może dziś gdy Ty go już nie znosisz czy nie rozumiesz, ktoś inny właśnie, słuchając jego ostatniej płyty, przeżywa to co Ty kiedyś słuchając pierwszej... Ja wolę dowiedzieć się dlaczego człowiek, który 2 płyty temu był mi tak bliski, przestał taki być.. Czy to zmiana w nim poszła w niezrozumiałą przeze mnie stronę ? A może to ja zmieniłem system wartości i choć jego płyty (na poziomie przekazywanych treści) są podobne, to do mnie, już po prostu nie przemawiają ?. Jeśli to on poszedł dalej to może chcę zrozumieć dlaczego?

Peja przestał pić/ćpać i ogólnie postanowił sprzątnąć 'bałagan na strychu'.. to dojrzałe wartości, stabilność, rodzina, samokontrola.. coś czego od dawna, jeżeli nie nigdy, nie miał. Rozlicza demony z przeszłości i układa nowe życie. Bardzo to szanuję, wręcz podziwiam bo wiem z doświadczenia, że nie może to być dla niego łatwe. Chcę zobaczyć dokąd z tym dojdzie a wiem, że na swoich płytach opowie mi o tej drodze.. Inny przykład: Pezet, przeszedł od obserwacji (na starych płytach) do bycia jednym z najbardziej uzewnętrzniających się artystów w tym kraju.. Od dawna miałem wrażenie, że wiem o nim cholernie dużo. Po ostatniej płycie czuję, że jest mi wręcz przykro gdy widzę jak sobie z czymś nie radzi. Może dlatego, że ja radzę sobie już lepiej a do tej pory nie radziliśmy sobie we dwóch?. Często podkreślam moje przywiązanie do jego muzyki, bo mocno się z nią utożsamiam. Gdy wydawał pierwsze płomienie, ja siedziałem na klatkach popalając jointy. Gdy wychodziły płyty z Noonem uczyłem się myśleć i obserwować rzeczywistość. Muzyka Rozrywkowa i Emocjonalna też mają swoje miejsce w moim życiu (choć bez takiej zbieżności w chronologii). Gdy moje życie waliło się od jeżdżenia po kraju z rapem i chlania a ja myślałem o tym że poukładać mogę je tylko mając obok kobietę, która mnie ogarnie/usidli i gdy znów chlałem i jeździłem po kraju gdy wszystko, miałem wrażenie, że dawno już jebnęło o dno jakiegoś pieprzonego krateru. Najnowsza płyta jest o wiele dojrzalsza, dorosła o wiele bardziej świadoma. Podobne zmiany ponownie zachodzą w moim życiu i mimo że nasze biografie pewnie z grubsza zupełnie się nie przypominają to zajebiście go rozumiem i czekam na kolejną płytę z nastawieniem podobnych do tego z którym Ty czekasz na losy bohaterów w swoim ulubionym serialu.. podobnie - tylko mocniej. Mój faworyt żyje naprawdę i nie może zejść z planu filmu by wrócić do spokojnego domu.

Miałem opisać jeszcze kilka przemian i losów, które śledzę : Sokoła, Gurala, Tedego, Mesa (którego rozwój mimo bliskiej zażyłości staram się niezależnie od opinii z rzeczywistości obserwować z każdą kolejną płytą), trochę mniej uważnie Pyskatego, ostatnio za to mocniej Te-Trisa, VNMa czy Zeusa.. Ten post jednak ciągnąłby się w nieskończoność patrząc na to ile miejsca zabrał Pezet i ile kwestii jeszcze chce poruszyć.

Idąc więc dalej: Tym jest dla mnie muzyka, jako dla fana - Historią jej autorów. Nie interesują mnie utwory o miłości od wcale niezakochanych wokalistek. Mam jednak dość samozaparcia by prześledzić z tłumaczeniem prawie każdy nagrany utwór Eminema bo to chyba jedyny bohater, którego losów nie mogę się doczekać tak bardzo jak Pezeta.
Z innej strony i na innym przykladzie, potrafię całkowicie olać 'Inwazję porywaczy ciał' Gurala by zaraz kilkunasto- jak nie, dziesięciokrotnie przesłuchać 'Totem' i kilku lub kilkunastokrotnie 'zaklinacza deszczu' i to w międzyczasie podpierając się lekturą by lepiej wczuć się w jego 'samoświadomościowy lot' nawiązujący do dawnych kultur, filozofii i mający w sobie o ogrom więcej treści i poglądów niż na pierwszy rzut ucha to brzmi. Po prostu. Jeśli coś mi nie odpowiada .. nie musi. Jeśli Gural potrzebował nagrać płytę czy nawet płyty bez przykładania wagi do ich zawartości merytorycznej (w moich oczach) by dojść do wniosków i momentu w życiu w którym jest teraz to świetnie. Przecież nie potrzebował mnie przy sobie by móc to zrobić - a tym bardziej mojej krytyki i uwag. Zaraził mnie swoją muzyką na etapie 'Opowieści z betonowego lasu', już mniej na 'Drewnianej małpy rock' byśmy później w zgodzie mogli się rozstać aż do 'Totemu' i to było mega! Nagle pokazał mi, że daleko poza tym co ja główkuje w domu na co dzień, on zupełnie inną drogą robi kilka potężnych kroków naprzód w swoim mentalnym rozwoju. Tak chcę patrzeć na muzykę. Za każdym razem gdy słyszę "On teraz to jest beznadziejny", "Gural nawija o niczym", "OSTRy o tym samym", "Pezet robi pop, sprzedał się to już nie to co kiedyś" to szczerze nie rozumiem skąd w ludziach ta złość. Jakby uznali własną drogę/sposób myślenia za jedyny słuszny i krzyczeli na kogoś, za zbaczanie z niej/niego, bez nawet  cienia 'Wątpliwości' (musiałem to podlinkować w tym miejscu). Podczas gdy mi np. Gural pokazał, że istnieje ich tak wiele.. 'bądź uprzejmy...'

Podobnie (i to już akapit również do typu 2, czyli opinii wydawanych przez artystów o artystach) Jeśli Twoja wrażliwość (czy też wymagania) na techniczną stronę rapu wzrosły : po co podnosić krzyk, że HempGru, Chada, Pelson, Peja czy moi ulubieńcy 'Anonimowe, w tekstach wszystkich raperów, dinozaury rapu' stoją w miejscu ('ich styl zakonserwowany jakby w formalinie był ?'). Nigdy nie chciałem patrzeć na innych z myślą, że świat kręci się w okół moich standarów. 5 lat temu pisząc zwrotkę ja sam nie wyobrażałem sobie by nie było tam podwójnych/potrójnych czy poczwórnych rymów. Dziś wystarczy mi pojedyncza sylaba na końcu wersu jeśli tenże uważam za dobry. Nie obchodzi mnie czy Wilku ma wielokrotne rymy jeśli w 10 lat przeszedł drogę od wywiadu z Molestą w którym każda jego wypowiedź to : "HWDP, ku**a, je**ć policje, ku**a, jaramy jointy" do gościa, który ma na swoich płytach do powiedzenia na prawdę sporo mądrych rzeczy i godne pochwały wartości (choćby tytułowe JLB) a w wywiadach potrafi powiedzieć znacznie więcej niż nie jedna gwiazdka przygotowywana do tej roli przez specjalistów..  To, że ktoś uznał wielokrotne rymy za standard umiejętnościowy nie znaczy, że ten standard ma jakiekolwiek znaczenie dla innych. Podobnie jak kiedyś pisano: rymując, 13 zgłoskowcem a nie gorsze wiersze, z przekroju historii, mają każdy wers innej długości i absolutny brak rymów. Ryszard Riedel (Dżem) ma mnóstwo nie rymujących się tekstów, czy to sprawia, że jest gorszym tekściarzem od .. kogokolwiek ?

"Rap rywalizacja antypersonalna O co ?,
za co rzucamy się sobie wciąż do gardła I po co?"


Aż żal, że autor tych słów (Eldo) dziś krzyczy, oburza się i ma za złe, że ktoś nie pojawił się na imprezie.. czy jeśli gdzieś mnie nie ma to jestem ignorantem ? czy jeżeli nie znam historii rapu w stanach to nie zasługuje by być słuchaczem w Polsce ? Jeśli ktoś nie słuchał Paktofoniki w czasach ich debiutu to nie ma prawa być fanem dzisiaj ? a może jeśli ktoś wylansował się przez konkurs to nie ma prawa być znanym?. 'Alkopoligamiści' krzyknął (więc i o mnie), że zacytuje "I po co?". Kwestie konkursów wyjaśnił mi nie kto inny niż Czesław Mozil podczas kręcenia klipu z Wdową "co za różnica skąd dowiedzieli się o mojej muzyce/osobie..  jeśli przez sędziowanie programu w TV mogę dostać rzeszę osób ciekawych mojej twórczości i dość pieniedzy bym mógł dalej robić ją dokładnie taką jaką ja chce i jaką lubię - świetnie! (...) Nie oceniam fanów, nie mam za gorszego fana kogoś kto dowiedział się o mnie bo widział mnie w TV od kogoś kto śledzi mnie od początku kariery" - parafrazuję. Ale to bardzo mądre słowa. Pokazujące jednocześnie, że Czesław jest o niebo dojrzalszym artystą niż większość hiphopowców. Czesław rozwiązuje też kwestie krucjaty 'prawdziwych fanów' po filmie "jestem bogiem". A sam film, hmm .. cóż. Mając wybór między dwoma filmami o tragicznym bohaterze Polskiej muzyki, wolę 'Skazany na blues' o Ryśku Riedlu bo ten obraz (Jestem Bogiem) nie do końca do mnie przemawia.

'Artyści o artystach'. Niekoniecznie jestem dla Ciebie kimś kogo w ogóle chcesz w tej kwestii słuchać, ale też nie ja pierwszy namawiam Cię do okazywania większego szacunku innym twórcom. Do tworzenia pewnej jedności zamiast konfliktów po tej stronie membrany. Posłuchaj mądrzejszych niż ja (Marley Marl / Ice T). Myślę, że każdy raper sam, powinien się głęboko zastanowić nad tą krótką wypowiedzią (Borixon też).




------------------------------------------------------------------------------------------------
Zbliżając się do końca. Niezbyt znam genezę ciśnienia Laikike w stosunku do kogokolwiek. Ale szczerze to nawet nie chce się w to zagłębiać (jak nie wiesz czemu przeczytaj jeszcze raz pierwszy akapit wpisu). Lekko przejrzałem zarzuty Sidneya i internetową falę zarzutów o 'sprzedanie się' w stosunku do Pezeta. Zakończę więc podobną myślą do wcześniejszych choć ujętą w nieco inny sposób: Czy to ważne?

Jeśli Pezet jest autodestrukcyjnym, nieodpowiedzialnym alko/narko/sexo/wszystkojednoco/holikiem to .. czy to ważne? (dla podjęcia decyzji o tym czy będziesz go słuchał czy nie?) Powtarzany przeze mnie przykład Ryśka Riedela o którym mało kto jest w stanie wypowiedzieć się dziś bez szacunku to przykład ćpuna i to idę o zakład, że zawalającego wszystko co mógł o wiele mocniej niż Pezet. Czemu więc to czy Pezet coś zawala w życiu prywatnym czy zawodowym miałoby wpływać na mój odbiór jego muzyki ? Szczególnie, że słuchając jego muzyki wiem wszystko, co jesteś w stanie mu zarzucić 'z pierwszej ręki'. Jeśli nagrywa : "nie obchodzi mnie czy masz przy tym jakieś głębsze filozoficzne przemyślenia bo, chce zarobić swój kwit a potem się pieprzyć i pić w jakimś basenie" (Ten wers nie znaczy  że masz przy nim nie myśleć) W innym numerze mówi, że 'chce się sprzedać', w jeszcze innym że znów pił i coś zawalił i boi się nawet wiedzieć co, to serio? jest w tych zarzutach coś czego nie mógłbyś wiedzieć gdybyś przesłuchał tę płytę ? Jeśli nagranie tracku Pezeta wymaga by zatracił się w Alkoholu/dziwkach i koksie na tydzień albo i miesiąc, nie pojawił się na X sesjach nagraniowych w studio, przepił/przećpał/przejebał 15 tys zarobionych na ostatnich X koncertach do tego stopnia, ze nie ma za co zatankować Audi kupionego za 50 poprzednich koncertów to... jest mi jedynie przykro że tak musi wyglądać jego proces twórczy, bo kibicuje mu od dość dawna i życzę jak najwięcej poukładania, ale jeśli po tym wszystkim nagrywa on np numer 'byłem' którego ja słucham w kwartał od wydania płyty kilkaset razy! to o co chodzi ? Pozwólmy artystom być artystami z całym bagażem z którym to dla nich się wiążę a my pozostańmy fanami. A jako raperzy tym bardziej dwukrotnie przemyślmy swoje zdania nim zbudujemy nimi wizerunek całej kultury.

Strasznie długi to wpis. Wiem. Ale strasznie boli mnie podejście do muzyki widoczne w internecie więc skoro miliony internatów mogą wyrażać swoją opinię, ja chciałem wyrazić swoją. Wszystkie te 'problemy i afery' są dla mnie nieistotne. Hejting w stronę artystów za: u tego zły mastering, u tego mało wielokrotnych, u tego za dużo czegoś jest dla mnie bezsensowny bo możesz ich po prostu nie słuchać a ja założę się że w większości tych tracków i tak znajdę coś dla siebie, coś co w myśl cytatu przewodniego w poprzednim wpisie pozwoli mi tego dnia stać się choć o trochę mądrzejszym. I nie musisz rozumieć tego co znalazłem, to może być 'tylko moje'. Życzę Ci jednak choć trochę takiego podejścia do muzyki ...

                                                                                           "Albo ją kochaj albo daj jej spokój"

5! T.
------------------------------------------------
PS:
No alko : day 81
No cigarettes : day 72

czwartek, 3 stycznia 2013

Inspiracje.. vol.3 (Nowy rok wg. Abrahama Lincolna)



By jakoś zacząć ten nowy rok napiszę krótko o człowieku, o którym chciałbym napisać znacznie więcej. Człowieku, któremu chętnie już dziś, choć nieco w ciemno, zadedykuje rok 2013. Jeśli dla Chińczyków każdy rok może mieć swojego patrona (rok wodnego smoka?) czemu wg. mnie jednego 2013 nie miałby również takiego patrona otrzymać.

Pierwszy raz wspomniałem o nim w 2009 roku pisząc utwór 'Przeszłość, Teraźniejszość, Przyszłość'. Dokładnie drugą zwrotkę zaczynam od słów 'Złożyłem obietnicę coś jak Lincoln matce - będę kimś'.  Jak bowiem głosi historia, Abraham, miał umierającej mu na ramionach matce przyrzec że właśnie 'kimś', w swoim życiu zostanie. Lincoln wśród swoich biografistów słynie jako człowiek nie poddający się żadnym porażkom. Zdeterminowany. Mimo bankructw i wielokrotnie przegrywanych wyborów on ciągle podnosił się i szedł dalej - zgodnie ze złożoną obietnicą - by w 148 lat po swojej śmierci wciąż stanowić tak silny wzór dla młodych ludzi (dla mnie na pewno)

Wiele z jego słów definiuje mnie lub moje podejście lepiej niż krój spodni czy loga na metkach. Niezwykle utożsamiam się ze słowami "Idę wolno, ale nie cofam się nigdy" (A.L), które poparte jego biografią napawają mnie olbrzymią motywacją. Dokładnie to samo chcę odpowiedzieć za każdym razem gdy pytasz mnie o płytę - Gdy słyszę krytykę lub przytyki i gdy inni w okół osiągają szybkie sukcesy. Nie chce rezygnować ze swojej wizji: "Robię to, co według mnie najlepsze, najlepiej jak potrafię. I mam zamiar robić tak do końca. I jeśli przy końcu okaże się, że mam rację, wszystko, co o mnie powiedziano, przestanie się liczyć". (A.L) Patrzę w przyszłość jak on częściej niż w przeszłość "Nie wiem, kim był mój dziadek; bardziej interesuje mnie, kim będzie mój wnuk" (A.L) bo marzę i chce przyłożyć rękę do tego by świat był lepszym miejscem niż jest. Gdybym rozważał ponowne tatuowanie się, do kandydujących aforyzmów dopisałbym z pewnością takie zdanie "Kimkolwiek jesteś, bądź dobry" (A.L) - głębia tych 4 słów poraża mnie bowiem przy każdym powtórzeniu. A gdyby ktoś kiedyś spytał mnie o miejsce kościoła w Państwie.. zacytował bym również Abrahama by w kolejnych 7 słowach świetnie oddać moje zdanie w tym temacie: "Latarnie morskie są znacznie pożyteczniejsze od kościołów." (A.L). W "Prawda czy Fałsz", czyli utworze który napisałem w 2009, na początku 2 zwrotki ponownie odniosłem się do Lincolna parafrazując jego słowa "Nikt nie ma dostatecznie dobrej pamięci, aby kłamać zawsze z powodzeniem" (A.L) a kiedyś, zapewne na tym blogu wyjaśnię również dlaczego zgadzam się, że "Po czterdziestce każdy jest już odpowiedzialny za wygląd swojej twarzy"(A.L) jak i odniosę się do jego wypowiedzi o polityce i unii, z których wiele popieram już dziś, jednak jeszcze nie czuję się gotów by móc je głosić.

Dziś więc.. Gdy świat huczy od noworocznych postanowień, ja chciałbym wziąć do siebie jedno z pośród wielu mądrych zdań Abrahama Lincolna.

" Nie sądzę, wiele o człowieku, który nie jest dziś mądrzejszy niż był wczoraj."
(" I do not think much of a man who is not wiser today than he was yesterday.")
                                                                                                                           ABRAHAM LINCOLN

I nie pompując postanowień których nikt nie dotrzymuje, codziennie postaram się być mądrzejszym i lepszym człowiekiem niż dnia poprzedniego. Myślę, że to wystarczy by za 365 dni napisać Ci jak pełny i satysfakcjonujący był to rok. Chętnie dzielę się tym postanowieniem więc jeśli do Ciebie również trafia miej je za własne. Jesli jednak tak decydujesz, pamiętaj że :

Prace domowe na 2013 to : 
- Lincoln w reżyserii S.Spielberga (2012) po tym jak rok wcześniej (2011) ktoś wprawił mnie w największe zażenowanie jakie ostatnio przeżyłem przerabiając postać Lincolna na łowce wampirów (Okropna szmira) - Mam nadzieje, że S.Spielberg odczuł to podobnie i to zmotywowało go do nakręcenia tego filmu. Premiera w Polsce 01.02.2013 i możliwe, że będzie to pierwsza recenzja filmu jaką napiszę na blogu.
- A oprócz tego, ktoś pod którymś postem pytał jakie książki czytuje więc odpowiadam, że najbliższa lektura to "Linclon" Stephen B. Oates'a którą udało mi się ostatnio kupić w praskich podziemiach za 5 zł !

To tyle na dziś - Witam Was w nowym roku. Mam straszną ochotę pisać częściej a zapisane 'szkice' wpisów już piętrzą mi się w 'brudnopisie'. Zachęcam więc do częstszych wizyt i udostępnień linków do podobających się fragmentów. Dzięki

5! T.
------------------------------------------------
PS:
No alko : day 74
No cigarettes : day 65